czwartek, 25 kwietnia 2024 r., imieniny Jarosława, Marka, Elwiry

Reklama   |   Kontakt

Aktualności

Wielkanoc na Kurpiowszczyźnie. Jak Kurpie przeżywali ten okres przed wielu laty?

Wkrótce usiądziemy do świątecznego stołu. Będą to inne święta, niż do tej pory znaliśmy. Koronawirus zepchnął na dalszy plan praktycznie wszystkie inne problemy i wydarzenia. Jak Kurpie przeżywali ten okres przed wielu laty? Część zwyczajów zachowała się do dziś, inne odeszły w zapomnienie.

"Na Wielkanoc, jak na Boże Narodzenie, starają się mieć wszyscy lepsze pieczywo. Jeszcze przed 60-ciu laty (książka została wydana w 1936 r. - przyp. wł.) najwięcej na te święta pieczono kołaczów z mąki gryczanej, dziś pytlowy chleb żytni i placek pszenny. Święcone dawne byto takie: chleb razowy, kołacze pszenne, kiełbasa, jaja, masło i ser. Dziś pod względem święconego niewiele się zmieniło, dodają jeszcze mięso na zimno i chrzan. Dziewczęta malowały jaja kurze woskiem i klejem pszczelnym w różne wzory, potem gotowały w brezelji, korze dębowej, łupinach z cebuli itp. Pisanki dożyty za podarunki dla chrzestnych dzieci (krześniaków), które je po paro dniach zabawy zjadały" - tak w książce "Pożywienie Kurpiów" zwyczaje wielkanocne opisuje Adam Chętnik.

Palmy wielkanocne

ReklamaZ kolei w książce "Kalendarzyk zwyczajów dorocznych, obrzędów i niektórych wierzeń ludu kurpiowskiego" z 1934 r. Adam Chętnik napisał: "Na palmową, lub na kwietną niedzielę ludność szykuje sobie palmy, wkładając w wodę na parę tygodni przedtem gałązki wierzby, malin lub porzeczek czarnych, które puszczają listki i nawet zakwitają w wodzie. Pozatem szykują palmy na prętach z młodych sosenek lub leszczyny, oplatanych zielem leśnem, jak borówkami, warkocznikiem itp. i przybierając je kwiatkami i kolorowemi kokardkami z bibułki. Palmy takie mają wysokości jeden do 3-4 metrów, mniejsze niosą dzieci idąc do kościoła, a wysokie dorosłe dziewczyny i kobiety, oraz ksiądz i jego najbliższe otoczenie przy procesji kościelnej. Palmy zostają potem w kościele, a na popielec spalone są na popiół".

Innym, praktycznie zapomnianym, zwyczajem było tzw. straszenie Judasza: "W Wielki Czwartek i piątek na nabożeństwach w kościele dawnemi laty chłopcy posiadali wielką ilość grzechotek i kołatek drewnianych, któremi robili taki hałas i trajkot, że "choć z kościoła uciekaj" - jak mówią starzy ludzie. Zwyczaj ten nazywał się "odstraszaniem, albo straszeniem Judasza".

Po wykupie z oracją

ReklamaKolejne mało dziś znane zwyczaje to "Po wykupie z oracją" i "Święcenie ognia": "Wykupem nazywano parę lub kilka jaj, przynoszonych przez dzieci nauczycielowi, przed rozpuszczeniem ich na ferje świąteczne. Zwykle w ostatni dzień lekcji w sali szkolnej stał jeden lub parę koszów, w które dzieci składały przynoszony wykup. Wykup taki składano i księdzu, który świecił święcone po wsiach. W innych miejscach nauczyciel wybierał kilkoro dzieci zdolniejszych i w Wielki Piątek chodził po wsi, co się nazywało chodzeniem "po wykupie z oracją". Dzieci śpiewały jakąś stosowną pieśń, poczem po kolei mówiły oracje, których się przedtem nauczyły. Po oracjach gospodyni domu dawała do kosza odpowiednią ilość jaj, a z całej wsi nazbierał nauczyciel sporo wykupu".

"Święcenie ognia" odbywało się na cmentarzach przy kościołach w Wielką Sobotę o godz. 6.00 rano lub wcześniej. "Zebrani parafjanie starają się otrzymać choć kawałek drzewa lub węgla z tego ognia, wskutek tego ścisk jest wielki, a rozrywanie i odbieranie sobie palących się główni przybiera nieraz charakter niezupełnie religijny".

Huśtawki

ReklamaNajbardziej niebezpieczną wielkanocną tradycją były huśtawki zwane jako "woziawki" lub "bujacki": "robione są po wsiach przez chłopców. Robią je na dwu wysokich słupach, wkopanych w ziemię, z poprzecznicą u góry, pod którą obraca się drewniana z dwoma długimi drągami, zakończonemi u dołu deską. Na desce tej stają najczęściej we dwoje (chłopiec i dziewczyna) i rozbujają się tak do paru lub kilkopiętrowej wysokości. Wypadki kalectw bywały częste, dziś nawet władze bezpieczeństwa publicznego czuwają, by huśtawek zbyt wysokich nie robiono".

Po Wigilii, pożywienie które zostało, nie mogło się zmarnować.

- Pozostałe resztki wigilijne, jak kasza, kluski, kapusta itp., zawijają w siano i dają do zjedzenia wołom, krowom i owcom. Do szaflika (okrągłe naczynie, zwykle drewniane - przyp. wł.) z poidłem wrzucają po kawałku opłatka. Dziś zwyczaj ten zanika - napisał Chętnik.

O autorze

Maciej Kleczkowski - wiceprezydent Ostrołęki, wieloletni radny, miłośnik Kurpi. Ogromnym powodzeniem cieszą się jego transmisje na żywo na Facebooku.

Więcej publikacji w dziale Mało obiektywnie.

Wyświetleń: 5824 komentarze: -
18:36, 11.04.2020r. Drukuj