W związku z epidemią, część społeczeństwa ze względów sanitarnych i w wyniku rządowych komunikatów, postanowiła korzystać z własnych pojazdów w miejsce komunikacji zbiorowej. Wiele miast zawiesiło też pobieranie opłat parkingowych, m.in. Ostrołęka. Artykuł na ten temat przygotowało "Z biegiem szyn".
Część Polaków w obawie przed możliwością zarażenia się koronawirusem, zrezygnowała z transportu zbiorowego i wybrała samochód. Jak podaje dwumiesięcznik "Z biegiem szyn", zachęcały do tego również reklamy i plakaty z obniżką cen paliwa, a także zawieszenie pobierania opłat w strefach płatnego parkowania.
14 marca 2020 r. rząd ogłosił stan zagrożenia epidemią koronawirusa. Już dwa dni później Orlen zapowiedział rozpoczęcie kampanii reklamowej "Tanie tankowanie". Gdy 24 marca rząd zakazał przemieszczania się, z wyjątkiem dojazdów do pracy i na zakupy, na ulicach wisiały już plakaty, a w mediach emitowane były spoty z kierowcą Formuły 1 Robertem Kubicą namawiającym do tankowania aut na stacjach Orlenu.
Prezes Orlenu Daniel Obajtek nawet nie ukrywa, że epidemię oraz spadek światowych cen ropy postanowił wykorzystać do walki z transportem publicznym: - Podjęliśmy decyzję o zmniejszeniu cen paliw, tak aby Polacy, którzy muszą w tym trudnym czasie przemieszczać się, korzystali z własnych samochodów zamiast komunikacji zbiorowej - oznajmił 16 marca 2020 r., a biuro prasowe koncernu dodało w komunikacie: "W obecnej sytuacji związanej z rozprzestrzenianiem się koronawirusa część społeczeństwa ze względów sanitarnych korzysta z własnych aut w miejsce komunikacji zbiorowej".
Reklama
Tego samego dnia komunikat w podobnym tonie popłynął z ust ministra infrastruktury: - Niech ci, którzy muszą jechać do pracy, niekoniecznie korzystają z komunikacji publicznej - stwierdził Andrzej Adamczyk i skierował apel do władz miast: - Warto, aby samorządy rozważyły zawieszenie w najbliższym czasie poboru opłat w płatnych strefach parkowania.
Z pobierania opłat zrezygnowały między innymi Kraków, Częstochowa, Gdynia, Opole, Tychy czy Bolesławiec. W województwie mazowieckim parkowanie stało się bezpłatne w Ciechanowie, Mińsku Mazowieckim, Ostrołęce, Piasecznie, Płocku, Radomiu, Sochaczewie i w Grodzisku Mazowieckim, gdzie władze poinformowały, że "decyzja ma na celu usprawnić poruszanie się mieszkańców w mieście indywidualnymi środkami transportu, a tym samym przełożyć się na poprawę bezpieczeństwa poprzez zmniejszenie ryzyka rozprzestrzeniania się patogenu wśród lokalnej społeczności".
O rezygnację z podróży transportem zbiorowym apelowały nawet takie instytucje jak Lasy Państwowe czy Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, które opublikowało komunikat: "Unikaj komunikacji publicznej, do sklepu najlepiej udać się pieszo lub własnym samochodem".
Reklama
Przesłanie, że przejazdy transportem publicznym są niebezpieczne dla zdrowia, wzmacniały doniesienia o medialne o tym, że wśród śmiertelnych ofiar wirusa znaleźli się dwaj kierowcy PKS: z Jeleniej Góry i Grójca. Media nagłośniły też dwa przypadki zakażeń z Warszawy: u maszynisty Szybkiej Kolei Miejskiej i kierowcy Miejskich Zakładów Autobusowych. Wyraźniej o zawodzie osób zakażonych informowano tylko w przypadku polityków i pracowników służby zdrowia.
25 marca 2020 r. rząd wprowadził zasadę, że w pociągach, tramwajach i autobusach zajęta może być maksymalnie połowa miejsc siedzących. Szkopuł w tym, że w wielu rejonach Polski transport publiczny już wówczas nie funkcjonował.
Jako że ogromna większość kursów PKS realizowana jest tylko w dni nauki szkolnej, z dniem 12 marca 2020 r. - czyli od momentu odwołania zajęć w szkołach - do tysięcy miejscowości przestały docierać autobusy. Niektórzy przewoźnicy - między innymi PKS-y z Biłgoraja, Jeleniej Góry, Kamienia
Pomorskiego, Kłodzka, Nysy i Tarnobrzega - w ogóle zaprzestali działalności przewozowej po ogłoszeniu epidemii. W Bartoszycach, Bolesławcu, Działdowie, Mławie czy Wałczu całkowicie zawieszono komunikację miejską. Od 1 kwietnia przez ponad miesiąc zakazane było działanie rowerów miejskich, zwykle będących uzupełnieniem transportu publicznego w 85 miastach i gminach. Żadne obostrzenia nie objęły carsharingu (sieci samochodów wypożyczanych na godziny).
Reklama
Spółki kolejowe, notując ogromny spadek liczby pasażerów, odwołały setki połączeń. Pociągi Kolei Mazowieckich i Warszawskiej Kolei Dojazdowej zaczęły przez cały tydzień kursować według weekendowego rozkładu jazdy. Setki połączeń odwołali wszyscy przewoźnicy kolejowi: zarówno regionalni, jak i PKP Intercity. Ruch pociągów zupełnie zamarł na liniach Toruń-Sierpc, Słupsk-Ustka, Sławno-Darłowo, Wierzchucin-Laskowice Pomorskie, Czersk-Laskowice Pomorskie i Czersk-Wierzchucin.
W wielu miejscach samochód stał się jedynym sposobem na dotarcie do pracy - nawet dla osób bez auta. W czasie epidemii nie przestały przecież działać sklepy, poczty, służby komunalne czy zakłady produkcyjne. W dobie rozprzestrzeniania się wirusa nasiliło się więc zjawisko, gdy osoby mieszkające w różnych domach i pracujące w innych firmach zaczęły dogadywać się i wspólnie dojeżdżać samochodami - nawet po pięć osób siedzących przez kilkadziesiąt minut w jednym aucie. Z punktu widzenia ryzyka epidemicznego to gorsze niż podróż autobusem lub pociągiem, ale na stronach internetowych rządu zachęcająco wskazano: "Ważne! Ograniczenie nie dotyczy samochodów osobowych".
Od połowy kwietnia Izba Gospodarcza Komunikacji Miejskiej i Polski Związek Pracodawców Transportu Publicznego prosiły rząd o poluzowanie limitów liczby pasażerów, zwracając uwagę na ich kuriozalność: bus z ciasno wstawionymi fotelami może wieźć 16 osób, a przestronny wagon tramwaju 105N tylko 8-9 pasażerów. Słabo zapełnione pojazdy muszą zostawiać osoby chętne na przejazd, przez co limity - wprowadzone jeszcze przed obowiązkiem noszenia maseczek - nadwyrężają zaufanie do transportu publicznego.
Reklama
Argumenty długo nie trafiały do premiera: - W zatłoczonych tramwajach, autobusach, w metrze w Warszawie mogłoby dojść do bardzo gwałtownego rozprzestrzeniania się koronawirusa - oznajmił 21 kwietnia Mateusz Morawiecki, zapowiadając kurs na nową normalność: - Obostrzenia dotyczące korzystania z komunikacji publicznej nie powinny być luzowane, ponieważ dystansowanie społeczne jest bardzo ważne - pozwoli nam w maju stopniowo odmrażać gospodarkę.
Kwestią urealnienia limitów rząd zajął się dopiero w maju - po wydaniu decyzji o otwarciu hoteli i centrów handlowych. Jak widać, transport publiczny ma w nową normalność wjeżdżać z opóźnieniem.
Autor: Karol Trammer, "Z biegiem szyn" nr 3 (107).
Przedruk artykułu pt. "Transport w zamrożeniu" był możliwy dzięki uprzejmości autora. Serdecznie dziękujemy. Pełny numer czasopisma można pobrać ze strony www.zbs.net.pl.
Wyświetleń: 1751 | komentarze: - | 13:31, 14.05.2020r. |