Aktualności

Sołtys z gminy Myszyniec zaskarżył mieszkańców do sądu za głośne śpiewanie

Do czego to doszło, że śpiewy mieszkańców jednej z podmyszynieckich wiosek tak przeszkadzały miejscowemu sołtysowi, że zaskarżył ludzi do sądu za naruszanie ciszy. Dobrze, że sytuacja wydarzyła się wiele lat temu. Przypomina o tym tylko stary wycinek z gazety z roku 1912.

Choć Kurpie słyną z pięknego śpiewu i nadal kultywują muzyczne tradycje, to coraz rzadziej śpiewają np. przy pracach polowo-ogrodowych, podczas wspólnych spotkań lub rodzinnych wieczorów. A tradycja to iście zacna. Warto wrócić do tych tradycji, wszak, jak mówili starożytni myśliciele, muzyka wpływa na uszlachetnienie obyczajów i budzi w sercu pragnienie dobrych czynów. Święty Augustyn mawiał zaś, że kto śpiewa, dwa razy się modli.

Reklama

Niegdyś śpiewy słychać było na każdym kroku - przy pracach polowych, podczas spacerów, wypasu krów czy spotkań młodzieży. Śpiewali też starsi, spotykając się po domach czy podczas wspólnych prac gospodarskich. Okazuje się, że nie wszystkim śpiewy te miłe były dla ucha. Jak podaje gazeta z z 1912 roku, jeden sołtys z gminy Myszyniec był zbyt gorliwy i śpiewających mieszkańców zaskarżył do sądu za naruszanie ciszy. Głosi tak informacja z lokalnej gazety:

Gorliwy sołtys
W jednej z wiosek, w okolicach Myszyńca w Łomżyńskiem, zbierali się chłopcy wieczorami u jednej z dziewczyn i odchodzili zwykle do domu ze śpiewem. Tak samo śpiewali, idąc od pracy z lasu lub łąk. Śpiew ten, chociaż nie zawsze zgodny, miłym był dla ucha i ożywiał wioskę, szczególnie latem. Nie podobało się jednak to śpiewanie sołtysowi ze wsi, który snać przypomniał sobie, że go nie napróżno wybrano na tak wielki urząd. Sołtys ten zaskarżył wszystkich chłopców do sądu za "naruszenje tiszyny", za co chłopcy dostali po trzy dni kozy. Po takiej przysłudze, śpiew we wsi umilkł, a jeżeli kto śpiewa, to ukradkiem... Ciekawość, co sołtys zrobi z kogutami, które pieją zaraz po północy? А. T.