piątek, 19 kwietnia 2024 r., imieniny Adolfa, Tymona, Pafnucego

Reklama   |   Kontakt

Aktualności

Pacyfikacja wsi Bandysie. "Ludzie płakali, żegnali się ze sobą i przepraszali jeden drugiego, bo wszyscy wiedzieli, że to już koniec"

W "Zeszytach Naukowych OTN" ukazał się artykuł autorstwa Natalii Lendy, dotyczący pacyfikacji wsi Bandysie, w gminie Czarnia, do której doszło 3 października 1944 roku. To dramatyczna historia walk z niemieckim okupantem, rodzinnych tragedii, aresztowań i śmierci osób, które odważyły się walczyć o wolność.

Wiele lat o tragedii nie mówiono głośno, ale pamięć o tamtych wydarzeniach nie zaginęła. Rokrocznie społeczność wsi Bandysie oraz gminy Czarnia wspominają dramat sprzed lat oraz tych, którzy nigdy nie wrócili do swoich rodzin. Organizowane są obchody pacyfikacji, a tragiczna historia została spisana dla potomnych.

Reklama

- Podczas II wojny światowej na terytorium Polski, nie wliczając w nie Kresów Wschodnich, miało miejsce ok. 800 pacyfikacji. Polegały na zabijaniu ludzi na miejscu i paleniu zabudowań. Zdarzały się przy tym także przypadki mordowania dzieci, kobiet, starców, a nawet palenia ludzi żywcem. Niekiedy w ich wyniku przestawały istnieć całe miejscowości. W Polsce były 84 takie miejscowości, których zabudowa została całkowicie bądź w dużej mierze zniszczona, a cała ludność wymordowana, bądź wszyscy mężczyźni. Jednak tragiczne losy niektórych są wciąż zbyt mało znane i do tej grupy można zakwalifikować Bandysie. Celem niniejszego artykułu jest popularyzacja wiedzy na temat pacyfikacji tej miejscowości - pisze w przedmowie do artykułu autorka.

"Ludzie płakali, żegnali się ze sobą i przepraszali jeden drugiego, bo wszyscy wiedzieli, że to już koniec"

Artykuł zawiera wiele relacji naocznych świadków lub przekazów członków ich rodzin. Aresztowanie i spędzenie ludności Bandyś przez Niemców zrelacjonowała także Rozalia Lenda, będąca świadkiem wydarzeń. To niezwykle dramatyczny opis, który zaczerpnięto z protokołu przesłuchań akt IPN.

- Niemcy nie mówili, po co nas tam gonią, tylko popędzali nas, żebyśmy jak najszybciej szli. W tym miejscu byli już spędzeni ludzie z całej wsi. Oddzielali mężczyzn, sadzając ich jeden za drugim w rzędach i jeszcze segregowali ich według wieku. Podzielili ich na trzy grupy. Tych najmłodszych, w średnim wieku i najstarszych. W tamtym miejscu wiedziałam, że były rozstawione już trzy karabiny maszynowe i dlatego wiadome było, że wszystkich nas tam chcą rozstrzelać. Ludzie płakali, żegnali się ze sobą i przepraszali jeden drugiego, bo wszyscy wiedzieli, że to już koniec - czytamy zeznania naocznego świadka zamieszczone w artykule.

Reklama

Niemcy szukali partyzantów, którzy prowadzili walkę z okupantem

Co tak rozsierdziło Niemców, że postanowili spędzić niemal całą wieś? Jedną z głównych przyczyn była najpewniej chęć zastraszenia mieszkańców, ale także wymuszenie zeznań mieszkańców na temat osób działających w oddziałach partyzanckich lub im sprzyjających.

- Można stwierdzić, że powodem pacyfikacji wsi Bandysie, była chęć zwalczenia silnej partyzantki w tych okolicach. W tym celu chciano pozbyć się pomagających partyzantom,jak i ich samych, dzięki czemu zlikwidowano by tak silny na tych terenach ruch oporu. Z pewnością ważnym czynnikiem było także zastraszenie ludności polskiej na terenie podbitym. Losy mieszkańców Bandyś mogły zniechęcać Polaków do walki z okupantem - czytamy.

"Z obozu w Stuthoffie nasz sąsiad. Był taki wychudzony i wyglądał jak trup"

Aresztowani mężczyźni z Bandyś trafili do obozu Stutthof w schyłkowym okresie jego istnienia. Biciem i torturami zmuszani byli do składania zeznań. Niewielu z nich przeżyło, a ci, którzy powrócili do swoich rodzin, nie umieli i nie chcieli opowiadać o traumie jakiej doświadczyli.

Reklama

- Po froncie wrócił z obozu w Stuthoffie nasz sąsiad Piotr Świder, który także został aresztowany. Z obozu także wrócił Franciszek Stachelski i trzeci, którego nazywali Brodziak. Nie znam ani jego imienia, ani nazwiska. Mówili, że ten Brodziak przyszedł z obozu i zaczął pukać do okien, to ta jego żona i dzieci myślały, że to do nich przyszedł trup Brodziaka i nie chcieli mu otworzyć drzwi. On chwilę popukał i siadał odpoczywać, bo nie miał sił,a oni bali się go i zaczęli mówić różaniec, żeby ten duch od nich odszedł. On w końcu poszedł do sąsiadów i dopiero oni mu otworzyli. On był taki wychudzony i wyglądał jak trup - mówiła z zeznaniach Marianna Wydra.

Pełną treść artykułu Natalii Lendy znajdziesz z "Zeszytach Naukowych OTN", nr 34, s. 99.

Wyświetleń: 4448 komentarze: -
09:53, 03.10.2021r. Drukuj