Alona z 9-letnim synkiem uciekła z Charkowa, Olga wraz z trójką dzieci, kuzynem, mamą i siostrą oraz jej maleńką córeczką uciekła z miasta Krzemieńczuk nad Dnieprem. Z ojczyzny przepędziła ich wojna. W poszukiwaniu bezpieczeństwa dotarły do Ostrołęki. Ze łzami w oczach opowiedziały nam swoje historie.
24 lutego 2022 roku świat stanął w obliczu wojny. Putinowska Rosja dokonała agresji na niepodległą Ukrainę. Mężczyźni stanęli do walki w obronie kraju, a kobiety z dziećmi wyruszyły na tułaczkę, aby w sąsiednich krajach szukać schronienia, pomocy i bezpieczeństwa.
Uchodźcy dotarli także do Ostrołęki i gmin naszego powiatu. Wśród nich są Alona i Olga, które opowiedziały nam swoje historie. Redakcję "Mojej Ostrołęki" odwiedziły z uśmiechem na ustach. Były ubrane w barwy Ukrainy, ale w ich oczach widać smutek, strach i tęsknotę za rodziną i za wolnym krajem.
Reklama
Alona w Ukrainie pracowała jako księgowa w firmie farmaceutycznej. Uciekła do Polski ze swoim 9-letnim synem. W kraju został jej mąż. Teraz walczy w obronie kraju. Rodzina mieszkała w Charkowie, jednym z najbardziej zniszczonych miast na skutek rosyjskiej napaści. Tam zostali rodzice Alony, którzy muszą zajmować się starszą babcią. Zostały też ukochane zwierzęta - kot, pies i papuga.
- Z Charkowa wyjechaliśmy pociągiem. Przez całą drogę słychać było strzały i wybuchy. Ostrzeliwano pojazdy. Towarzyszył nam strach i przerażenie, bo nie było wiadomo, czy i my nie staniemy się celem. Po dotarciu do Lwowa pomogli nam wolontariusze, którzy za darmo przewozili nas do granicy z Polską. Tam przez kilka godzin staliśmy w kolejce z dziećmi na rękach, a później już po terytorium Polski bezpłatnie autobusem dojechaliśmy do Warszawy. Stąd już samochodem zostaliśmy przewiezieni do Ostrołęki - mówi Alona.
Początki nie były łatwe, ale wsparcie ze strony Polaków zaskoczyło kobietę.
- Gdy dojechałam to pierwsza myśl była taka, że chcę wracać, ale zaskoczyła mnie postawa Polaków, że tak dobrze nas potraktowali, że zajęli się nami, byli bardzo życzliwi i we wszystkim nam pomogają - wspomina ze łzami w oczach Alona.
Schronienie kobieta z synem znalazła u rodziny w Zabrodziu (gm. Olszewo-Borki). Mają tam wszystko, czego trzeba do codziennego funkcjonowania, a nade wszystko są bezpieczni. Syn Alony poszedł już do szkoły - dojeżdża autobusem do Szkoły Podstawowej nr 5 w Ostrołęce. Chłopiec ma już 9 lat, jest na tyle duży, że zdaje sobie sprawę, że w jego kraju wydarzyło się coś bardzo złego.
- On wszystko widział. Wie, co się stało, nie musiałam mu tłumaczyć. Dużo daje mu szkoła, jest zadowolony. Dojeżdża autobusem i daje sobie radę, z kolegami potrafi się dogadać, trochę gestami, a trochę przez tłumacza na telefonie - mówi Alona.
Wciąż jednak myślą o domu, o mężu. Chociaż mężczyzna dzwoni i pisze, jest strasznie. Wojna jest nieobliczalna, nie wiadomo co przyniesie kolejny dzień.
- Nasz dom w Charkowie jeszcze stoi, ale ostrzał idzie z każdej strony - mówi Alona i pokazuje nam przerażające filmiki ukazujące zgliszcza i ruiny jej rodzinnego miasta.
Reklama
Olga mieszkała w mieście Krzemieńczuk nad Dnieprem. Wiodła szczęśliwe życie u boku męża, pracowała w salonie urody. Gdy wybuchła wojna, mąż poszedł walczyć, a ona z rodziną uciekła w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia. Mąż jej siostry był w Mariupolu, jednym z najbardziej zniszczonych miast Ukrainy i powiedział im, że muszą uciekać, bo widział, że z oblężonego Mariupolu nie było już jak się wydostać.
- Wyruszyliśmy z naszego miasta autobusem, nie było pociągu, bo zniszczono tory. Pojechałam ja i trójka moich dzieci, mama, kuzyn i siostra bliźniaczka z nowo narodzoną córeczką. Podstawiono autobusy do ewakuacji, było bardzo ciasno i strasznie. Słychać było syreny alarmowe, nad głowami latały samoloty. Nie wiedzieliśmy, z której strony może być ostrzał. Dzieci płakały, była 5.00 wieczorem jak wyjechaliśmy, na granicę dotarliśmy o 9.00 rano - mówiła Olga.
Na granicy w Dorohusku było już szybko, bardzo pomogli wolontariusze.
- Szybko wzięli bagaże, pomogli, zajęli się dziećmi, brali je na ręce, dali słodycze, żeby nie płakały. Na nas czekała już ciepła kawa i herbata, abyśmy mogli się rozgrzać. Później już do centrum rejestracji, następnie do Warszawy i do Łodzi, gdzie było miejsce do przenocowania. Potem znów do Warszawy i wreszcie do Ostrołęki. Otrzymaliśmy dużo dobra, nie myślałam, że można aż tak, że ludzie przyjmą nas taż życzliwie. I wolontariusze i straż pomagali, był nawet tłumacz, instruowali, co mamy robić. Bardzo dużo posiłków przygotowano i dla nas i dla dzieci. Nie trzeba było prosić, od razu wszyscy sami pomagali - mówi Olga, a łzy same płynęły po jej policzkach.
Duża rodzina Olgi zamieszkała na osiedlu Stacja w Ostrołęce. Właściciel udostępnił im całą górę domu.
- Najmłodsza 2,5-letnia córeczka jest z Olgą i z babcią, a chłopcy uczą się: 4,5-letni w Przedszkolu Miejskim nr 18, a 10-latek w Szkole Podstawowej nr 3. Dziewczynka jest jeszcze malutka, niewiele rozumie, ale starsi chłopcy wiedzą, co się dzieje, pytają, kiedy wrócą do domu. Ja wiem, co przeżywają, bo gdy byłam mała, już raz uciekałam przed wojną. Rodzice mieszkali w Baku (stolica Azerbejdżanu), gdy z siostrą bliźniaczką miałyśmy po 4 lata, rodzice musieli uciekać. Miałam szczęście, bo nasz samolot doleciał na miejsce, drugi niestety nie miał tyle szczęścia. W 1989 roku dotarliśmy do Krzemieńczuka i tam zostaliśmy. Teraz historia się powtarza - mówi ze smutkiem Olga.
Bardzo dziękujemy za dobre serce, za zbieranie pomocy dla naszej rodziny. Byliśmy daleko od domu, ale tutaj znaleźliśmy drugi dom. Wszyscy staliście się dla nas rodziną! To bardzo miłe, macie wielkie, dobre serca, w którym jest miejsce dla Ukraińców!
Щиро дякуємо за ваше добре серце і за те, що збираєте допомогу для нашої родини. Ми були далеко від дому, але тут ми знайшли другий дім. Ви всі стали для нас родиною! Дуже приємно, у вас велике, добре серце, в якому є місце для українців!
Pomoc uchodźcom z Ukrainy organizują lokalne samorządy, ale też organizacje czy osoby prywatne. Wśród nich są osoby ze Stowarzyszenia Polska 2050, którzy angażują się w pomoc, organizują mieszkania i rzeczy, koordynują wsparcie dla obywateli Ukrainy. Ogromnie pomógł wiec zorganizowany w Ostrołęce pod hasłem pomocy dla Ukrainy, ludzie ruszyli z pomocą, chętnie się zgłaszali, zostawiali kontakt, chcieli kupować, pomagać, oferowali rzeczy.
- Teraz najlepiej zgłosić chęć pomocy czy przyjęcie osób do siebie w urzędzie miasta. My wcześniej działaliśmy spontanicznie, społecznie, trzeba było reagować szybko. Teraz też nie zostawiamy naszych podopiecznych, zaglądamy, sprawdzamy, czy nie dzieje im się krzywda, czy mają wszystko, co potrzebne, staramy się zawsze zajrzeć, jak im się żyje. Mają opiekę medyczną, nasi lekarze są życzliwi i pomagają jak mogą. Nikt nie odmówił nam pomocy - mówi Małgorzata Pędzich.
Jest też pomoc prawników, tłumaczy, sztab ludzi pracuje, aby poszukiwać mieszkań, aby pomóc w załatwieniu dokumentów, których Ukraińcy nie zdążyli zabrać, uciekając przed wojną.
- Wchodzimy w okres, gdy emocje już trochę opadają i zryw serca nieco zelżał. Musimy pokazać, że to nie tylko odruch serca, ale że pomoc to nasz obowiązek, bo Ukraińcy walczą o Europę. Gdyby nie ich opór, być może my musielibyśmy uciekać czy stawać do broni. Jak Polacy z Piłsudskim niegdyś powstrzymali Rosję, to oni robią teraz to samo, tragiczna historia zatoczyła koło - mówił Jarosław Kossakowski ze Stowarzyszenia Polska 2050.
- Polacy bardzo nam pomagają, ale nie chcemy żyć na ich rachunek. Chcemy znaleźć pracę, pragniemy być samodzielne - mówią jednym głosem kobiety.
Aby dać im szansę na namiastkę normalności, działacze stowarzyszenia planują zorganizować w najbliższym czasie targi pracy.
- Chcemy zorganizować targi pracy. Ci, którzy mają już nadany numer PESEL, mogą być legalnie zatrudnieni i mam nadzieję, że to się niebawem uda - dodaje Jarosław Kossakowski.
Niebawem Święta Wielkanocne. Zechcesz przyjąć pod swój dach uchodźców z Ukrainy? Może zaoferujesz dom, a może chociaż wspólny świąteczny posiłek? Chcesz pomóc? Zgłoś się do swojego urzędu miasta lub gminy, do lokalnych stowarzyszeń, pracuj jako wolontariusz. Pomagaj i okaż serce! Bo dobro wraca!
Bardzo dziękujemy za spotkanie i wzruszającą rozmowę Alonie i Oldze oraz jej kuzynowi, Małgosi Pędzich i Jarosławowi Kossakowskiemu oraz Ewie Kacpurze - nieocenionej tłumaczce.
Wyświetleń: 35810 | komentarze: - | 15:43, 06.04.2022r. |