czwartek, 25 kwietnia 2024 r., imieniny Jarosława, Marka, Elwiry

Reklama   |   Kontakt

Aktualności

Dawid Kujtkowski z Ostrołęki w drodze na Mont Blanc. Rozmawialiśmy z nim przed wyprawą (zdjęcia)

Dawid Kujtkowski w piątek rozpoczął trzydniową wyprawę na najwyższy szczyt Europy - Mont Blanc. Niesie ze sobą flagę Ostrołęki, rodzinnego miasta, do którego kiedyś zamierza wrócić, choć obecnie mieszka w Belgii. Przed wyprawą na Dach Europy opowiedział nam o swoich pasjach.

Moja Ostrołęka (M.O.) Od czego zaczęła się Twoja pasja do podróżowania i górskich wypraw?

Dawid Kujtkowski (D.K.) Już w bardzo młodym wieku byłem zabierany w różne miejsca Europy, w góry. Nie odmawiałem rodzinie, która proponowała wyjazdy. Natomiast wychodzenie w góry zimą zaczęło się od zobaczenia zdjęcia z takiej wyprawy. Pomyślałem, że to może być fajne. Nigdy nie próbowałem, ale pomyślałem: "Skoro ktoś to robi - to ja też mogę, jak inni. Jeśli coś takiego mi się podoba, to mogę zacząć".

M.O. Mam poczucie, że górskie wyprawy to coś bardzo ciekawego, pięknego, ale poza moim zasięgiem. To duży koszt. Myślę, że podobne odczucia ma wiele osób.

Reklama

D.K. Samo kupienie sprzętu to kilka tysięcy złotych, ale ja pierwszy sprzęt wypożyczyłem. Uzbierałem podstawowy zestaw. Jednak nie wszyscy muszą kupować najdroższe marki. Należy wybrać przede wszystkim taki sprzęt, który jest dostosowany do potrzeb, bo w zależności od tego, na jakie wysokości chcemy wchodzić, potrzebujemy innego. Jeżeli ktoś chce iść w Tatry, to niekoniecznie trzeba wydawać dużo pieniędzy np. na odzież. Ja początkowo miałem dwie kurtki z popularnego sportowego sklepu. Sprawdziły się w Tatrach. Do tej pory je mam i noszę. Przy wyborze sprzętu ważniejsza niż cenna jest opinia. W mojej ocenie nie wydałem na początek dużo.

M.O. Trzeba włożyć wysiłek w zbieranie informacji. Porównać opinie, rozeznać się w temacie.

D.K. Bardzo ważna jest znajomość podstaw. Wiedza, że w górach jest niebezpiecznie. Za każdym razem, kiedy wyjeżdżam, słyszę o wypadkach, także śmiertelnych. Nierzadko ginie kilka osób naraz. Niektórzy nie przeciwdziałają nawet podstawowym zagrożeniom, których świadomość jest konieczna. Obowiązkowo należy zakładać kask. Pomagałem mężczyźnie, który miał wypadek, bo nie wziął raków i wybrał trasę, która była zakazana w tamtym momencie, było zbyt ślisko. Spadł ze skarpy, miał bardzo spuchniętą głowę. Musiałem zadzwonić po helikopter.

Przed wyjściem bardzo ważne jest sprawdzenie pogody. Trzeba być na bieżąco z prognozą pogody i zawsze pamiętać, że warunki atmosferyczne w górach mogą być bardzo zmienne i zaskakujące.

Jeżeli trzymamy się podstawowych zasad, to możemy fajnie się bawić. Nie trzeba od razu ryzykować i wchodzić na wysokie szczyty. Ja nie zaczynałem od wysokich, ale wspinam się coraz wyżej i wyżej.

Nawiasem mówiąc, mam przyjaciela, który zaczął od Mont Blanca. To był jego pierwszy szczyt. Oczywiście wchodził z osobami doświadczonymi, które mu wytłumaczyły tę "procedurę wejścia", powiedziały, co wziąć. Był w trzyosobowej ekipie.

Poza tym ja też często korzystam ze schronisk, z których jest łatwiej wejść wyżej - długi marsz może być dużym wysiłkiem. Sam sprzęt jest bardzo ciężki. Przebywanie w schroniskach to też szansa na spotykanie nowych ludzi. Dużo osób jedzie w góry, ale śpi w Zakopanem w mieście. Nie mam nic przeciwko, ale moim zdaniem spanie w górach jest świetnym doświadczeniem. Często śpię w pokojach pięcioosobowych, czasem jest dziesięć osób w pomieszczeniu. Na Mont Blanku będzie trzydzieści osób w pokoju. Cieszę się, że mam kontakt z ludźmi z różnych stron świata, że mogę z nimi porozmawiać, bo każdy jest wyjątkowy na swój sposób. I może coś ciekawego wnieść do życia.

Reklama

M.O. Która z twoich wypraw była najciekawsza?

D.K. Każda z nich była ciekawa. Wiele dni się do nich przygotowałem. Dwa miesiące przed wyprawą jestem uśmiechnięty od ucha do ucha. Jest dużo emocji.

M.O. To znaczy, że podróż zaczyna się już na etapie planowania. Myślami jesteś już w górach.

D.K. Tak, oczywiście, to duży wysiłek organizacyjny. Plan staramy się układać jak najwcześniej. Trasy, wyście, każdy z elementów jest ważny. Teraz idę na Mont Blanc. Uważam to za początek nowego etapu. Coś niesamowitego.

M.O. Jak wyglądają przygotowania?

D.K. Jeśli chodzi o Mont Blanc, to kondycyjnie jestem już przygotowany. Ćwiczę MMA regularnie już 10 lat. Podczas przygotowania sprzętowego, musiałem trochę rzeczy wymienić na lżejsze. Jest to kilkudniowa wyprawa. W Tatrach jednego dnia wychodzimy do schroniska i wracamy, a w przypadku Dachu Europy rozplanowaliśmy wszystko na trzy dni. Każdy element trzeba zaplanować.

M.O. Możesz być autorytetem w planowaniu wypraw w góry.

D.K. Na początku to wszystko inaczej wyglądało. Stopniowo, za każdym razem, przy każdym wypadzie, coraz bardziej rozeznaję się w terenie. Góry mnie uczą nowych rzeczy. Z gór mam też dużo znajomych. Staramy się wymieniać informacjami. Czasem po kilku miesiącach ktoś do mnie dzwoni i pyta: "byłeś na tej górze, jak było, co warto wziąć?". Często są to osoby bardziej doświadczone ode mnie. Próbujemy wymieniać się doświadczeniami. Jak wspomniałem, przede wszystkim ważne są informacje: informacje na temat sprzętu, warunków pogodowych, wiele z nich jest przydatnych, a niektóre mogą uratować życie.

Czasem planujemy wspólne wyprawy. Nie zawsze to się udaje, bo trudno każdemu wziąć urlop w tym samym czasie.

M.O. Czy inspirujesz się znanymi himalaistami?

D.K. Oglądam o nich filmy. O wejściach na góry jest dużo dokumentów. Często są tam okrojone informacje. Oglądam je głównie ze względu na to, że takie góry to jest moje marzenie. Wiem, jak trudno jest wejść na wysokie szczyty i wszystko zorganizować, dlatego podziwiam himalaistów.

M.O. Który ze zdobytych przez ciebie szczytów jest najwyższy?

Byłem na wulkanie Teide na wyspie Teneryfie. To szczyt o wysokości 3718 m n.p.m. i wysokości od dna morza 7500 m. Na samym dole, kiedy wchodziliśmy, było 30 stopni. A jak już weszliśmy na górę, to musieliśmy być w kurtkach. Temperatura względem wysokości bardzo się zmienia. Wybraliśmy podejście w nocy, dlatego że chcieliśmy wejść na wschód słońca. Podobno jest najpiękniejszy na świecie.

M.O. Jak zapamiętałeś wschód słońca widziany z Pico del Teide?

D.K. Nigdy wcześniej niczego takiego nie widziałem. Coś niesamowitego. Całą taflę czerni rozpromieniały kolejne kolory. Trwało to ponad godzinę. Było widać, jak od drugiej strony góry wychodzi słońce.

Ten widok to marzenie wielu osób. Mówiliśmy sobie po drodze, że jesteśmy szaleni, bo wchodzimy w nocy. Musieliśmy jak najszybciej wejść. Jeżeli zostalibyśmy pół godziny dłużej, zaczęlibyśmy chorować. Mieliśmy ograniczony czas. Po drodze spotkaliśmy wiele osób, które spały w śpiworach między skałami. Nawet nie wiem skąd, pojawiło się nagle 40 czy 50 osób.

Można było spotkać wiele osób, które zajmują się fotografią. Spotkałem grupę, która robiła zdjęcia do jakiegoś magazynu. Wchodząc na szczyty, poznaje się międzynarodową społeczność. Mam kontakty do osób z różnych krajów i coraz bardziej się to grono powiększa.

M.O. Z kim wspinałeś się na Teide? Zapewne warto wybrać osobę, której się ufa i z którą dobrze się spędza czas. Można rozmawiać czy podczas takiej wspinaczki nie ma siły na długie rozmowy?

Reklama

D.K. Na Teide wspinałem się z bardzo dobrym przyjacielem. Oczywiście, że można rozmawiać. Wszystkich, z którymi podejmuję się takiego wyzwania, lubię i mamy ze sobą też dużo prywatnych tematów. Wspinaczka to odskocznia od codzienności. Z reguły tematy dotyczące codziennych spraw zostawia się za sobą.

M.O. To wyjątkowa możliwość bycia tu i teraz, oderwania się od różnych spraw. Może wtedy najbardziej czuje się, że żyje?

D.K. Tak, oczywiście. Każdego dnia męczą nas jakieś problemy, do których się przyzwyczajamy. Wysiłek fizyczny pomaga. Po wyjściu w góry jestem tak zmęczony, że potrafię zasnąć, siedząc na podłodze. Pamiętam, że kiedyś przyjechaliśmy do hotelu po trzech dniach, aby zapłacić. Rozłożyłem się w pokoju i zasnąłem na plecaku. Pani z recepcji przyszła spytać o pieniądze, a ja spałem z tymi pieniędzmi w dłoni.

Zmęczony fizycznie jestem całkowicie wypoczęty i zrelaksowany psychicznie. Każdemu polecam spróbować jakiegoś hobby, zainteresować się czymś. Niezależnie od tego, czy ktoś lubi szachy, czy sztuki walki, ważne jest, aby robić to, co lubi. Wtedy można efektywnie odpocząć.

M.O. Który sport jest ważniejszy - wspinaczka czy MMA?

D.K. Kocham oba. Wychodzenie w góry planuję na urlop - każdy powinien jakiś mieć - to jest dla mnie odpoczynek. Z kolei MMA to moja rutyna. Ćwiczę dwa razy w ciągu tygodnia.

M.O. MMA wydaje się dość brutalnym sportem, w którym ponad wszystko jest koncentracja na wygranej.

D.K. Oczywiście, że wygrana się liczy. Jednak moim zdaniem brutalne jest to, jak ktoś kogoś uderzy pod dyskoteką, na imprezie. Tam, gdzie ćwiczę MMA, nie ma czegoś takiego. Spotykałem wiele osób po studiach wyższych, którzy mają też różne inne pasje. Podczas treningu szacunek do przeciwnika jest bardzo ważny. Lepiej ćwiczy mi się z osobami, które są bardziej doświadczone, które zdają sobie sprawę z tego, jak powinien przebiegać trening. Wtedy nikt nikomu nie chce robić krzywdy. Zdarza się, że osoby, które przychodzą z zewnątrz, w pierwszym miesiącu treningów, bardzo mocno rywalizują. Widać, że próbują robić coś na siłę, dlatego nie mogą podnieść swojego poziomu. W MMA także ważna jest refleksja i szacunek między zawodnikami. W tym sporcie też staramy się wymieniać doświadczeniami. Pomagamy sobie nawzajem, także w życiu prywatnym.

M.O. Czy masz znajomych, którzy także łączą oba te zainteresowania?

D.K. Tak, oczywiście. Nieraz mi się zdarzyło, że poszedłem do klubu, w którym ćwiczę MMA i zaczepił mnie ktoś: "Słyszałem, że chodzisz po górach. Ja też lubię góry. Może byśmy razem się przeszli".

Mieszkam aktualnie w Belgii i tam też poznaję dużo ludzi zainteresowanych chodzeniem po górach, rozwijających się, zaczynających wyprawy zimą, po wyprawach latem - bo to się różni. Próbuję teraz stworzyć w Belgii taką grupą, z którą będziemy razem wychodzić w góry.

M.O. Dlaczego przeprowadziłeś się do Belgii?

D.K. Mam podróżniczą duszę - jestem ciekawy świata. Zawsze chciałem wyjechać poza miasto, chociaż wiem, że kiedyś tu na pewno wrócę. Ostrołęka jest w moim sercu. Rodzina zaszczepiła we mnie pasję do podróży. Zawsze chciałem wiedzieć, jak jest w innych miejscach, zobaczyć coś nowego. Po szkole musiałem się ograniczyć do Gdańska, bo tam rozpocząłem studia. Skończyłem inżynierię produkcji. Teraz pracuję w metalurgii. Otworzyłem własną firmę w Polsce, ale wykonuję zlecenia w różnych państwach. Teraz jestem podwykonawcą firmy produkującej maszyny na cały świat.

M.O. Czy możliwość zamieszkania w różnych krajach była warunkiem wyboru takiej ścieżki zawodowej?

D.K. Zawsze myślę kilka lat do przodu. Wiedziałem o tym, że chcę wyjechać i na pewno wyjadę. Czekałem tylko na obronę. Wiedziałem, że zawód, którego wyuczyłem się jeszcze w szkole, pomoże przy zmianie kraju i szybkim rozpoczęciu pracy. Dobrze wybrałem. Teraz próbuję dostać pracę związaną z kierunkiem moich studiów. Już zaproponowano mi stanowisko, ale nie mogłem podjąć nowej pracy ze względu na wymagania językowe w Belgii. Teraz chodzę do szkoły językowej. Złożyli mi propozycję, dlatego że rozwiązałem ważny problem w produkcji maszyny. Firma próbowała sobie z nim poradzić przez kilka miesięcy. W ciągu kilku godzin przedstawiłem cały schemat rozwiązania.

M.O. Czy wspinaczka pozwala rozwinąć też zdolności poznawcze?

D.K. Moim zdaniem pozwala zmienić całkowicie postrzeganie świata. Człowiek jest bardziej otwarty. Poznaje nowych ludzi. Dużo informacji zdobywamy od innych osób, niekoniecznie z mediów. Wspólnie weryfikujemy informacje np. z mediów społecznościowych. Jak wiadomo, wiele z nich jest nieprawdziwych.

Dotyczy to nie tylko gór, ale funkcjonowania świata w ogóle. Kilka lat temu nagłośniono temat uchodźców. W niektórych mediach cała grupa społeczna została przedstawiona jako osoby złe, co wzbudziło w wielu osoba strach. Ja mam dużo znajomych, którzy są innego koloru skóry, innego wyznania. Zauważyłem, że zawsze chodzi o charakter. Każdy człowiek jest inny. Spotkałem bardzo dużo osób, które traktowały mnie jak syna, albo jak brata, pomimo tego, że np. byliśmy innej wiary.

Osoby z różnych krajów spotykam nie tylko w górach. Pracuję w międzynarodowym zespole. Świetnie się dogadujemy. Obalamy stereotypy. Różnorodność może być ubogacająca poznawczo.

O Polakach też jest wiele stereotypów. Czasem obcokrajowcy są zaskoczeni, że nie jestem typowym stereotypowym Polakiem.

M.O. Ty również poprzez otwartość i akceptację osób z różnych stron świata obalasz stereotyp, że wszyscy Polacy są nietolerancyjni wobec innych kultur.

D.K. Myślę, że inne stereotypy też. Nie lubię alkoholu, wódki. Często wzbudza to zaskoczenie: "Naprawdę jesteś Polakiem? Nie lubisz wódki, więc nie jesteś z Polski".

M.O. Nie pijesz alkoholu ze względu na treningi?

D.K. Ze względu na sport trzymam dietę, nie piję, nie palę. Teraz już zdrowy tryb życia jest moim nawykiem. W rezygnacji z używek widzę wiele pozytywów. Dużo więcej niż niewydane pieniądze w portfelu.

M.O. Wróćmy do tematu znajomości nawiązanych w górach. Czy ukochaną także tam poznałeś?

D.K. Z Martyną znamy się ze szkoły w Ostrołęce, z gimnazjum. Zawsze mi się podobała, ale nie mieliśmy okazji porozmawiać. Pewnego dnia spotkałem ją nad Morskim Okiem. Akurat schodziłem z Rys - byłem smutny, rozgoryczony, że kolejny raz nie udało mi się wejść na tę górę. Ale wspominam ten dzień bardzo dobrze, bo od tamtego spotkania zacząłem rozmowy z Martyną. Teraz chodzimy razem po górach.

Reklama

M.O. Z czego wynikały nieudane próby wejścia na Rysy?

D.K. Podczas pierwszego podejścia w lutym było bardzo dużo śniegu. Raz były zamarzniecie łańcuchy, więc zrezygnowaliśmy. Podczas jednej z prób się odwodniłem. Woda zamarzła. Próbowałem rozgrzać śnieg, żeby chociaż trochę się napić.

Warto wspomnieć, że podczas kilkudniowych wypraw jesteśmy przygotowani na to, że śpimy w namiocie przy minusowych temperaturach i często nie mamy wody. Rozgrzewamy śnieg i dzięki temu przygotowujemy posiłki. Jedzenie mamy odsączane maszynowo przez specjalną firmę, żeby zmniejszyć jego wagę. Czasem Martyna śmieje się z tego, że przed wyjściem w góry liczę gramy. Jej też podpowiadam: "Wylej połowę kosmetyku, bo to niepotrzebne 100 gramów". Każdy gram robi różnicę, gdy idziemy po 40 km w górę z ciężkim sprzętem. Pakowanie plecaka może wydawać się banalnym zadaniem, ale trzeba pamiętać np., że ciężkie rzeczy muszą być na dole. Poza tym strony lewa i prawa muszą być odpowiednio zrównoważone. Źle spakowany plecak, z nierównomiernie spakowanymi rzeczami, przy jakimś skraju, spadku drogi, może nas przeważyć na jedną stronę. Jest łatwo o wypadek.

Mała pomyłka może dużo kosztować, dlatego tak istotna jest wymiana informacji. Nawet jeżeli miałyby być to banalne informacje, to staramy się nimi wymieniać dla naszego bezpieczeństwa i komfortu.

M.O. Czekamy na informacje z przebiegu wejścia na Mont Blanc. Trzymamy kciuki i gratulujemy odwagi.

Zobacz zdjęcia:
Wyprawy Dawida Kujtkowskiego z Ostrołęki

Więcej zdjęć: Wyprawy Dawida Kujtkowskiego z Ostrołęki

Relację z wyprawy można obserwować na profilu na Instagramie "harnas_z_ostroleki".

Wyświetleń: 11256 komentarze: -
11:48, 04.06.2022r. Drukuj