Sobota 11 czerwca miała być w Ostrołęce dniem wielkiego buntu kierowców wobec wysokim cenom paliw. Ogólnopolska akcja pn."Blokujemy Orlen" zakończyła się w naszym mieście fiaskiem. Na blokadę stacji zdecydowało się kilku kierowców. Rozmawiała z nimi "Gazeta Wyborcza".
Dziennikarz "Gazety Wyborczej" w sobotę 11 czerwca udał się na jedną ze stacji benzynowych Orlenu w Ostrołęce, która od godziny 16.00 do 18.00 miała być blokowana przez kierowców w ramach ogólnopolskiej akcji protestacyjnej. O sromotnej porażce strajków paliwowych pisaliśmy w naszym serwisie.
Reklama
- Wpadłem na pomysł, że samochody mogą się psuć na stacjach i blokować ruch. Jadę do Ostrołęki blokować Orlen; ten, co stoi przy drodze krajowej Warszawa - Augustów. Obok stacji jest elektrownia znana z tego, że miała być wielka, ale po wydaniu 1,5 miliarda złotych na rozbudowę rząd wysłał tam buldożery. Protest Orlenu miał się zacząć o 16, jednak tuż po nikogo nie ma. Są za to trzy samochody policyjne i jeden straży miejskiej; stoją na parkingu przed dystrybutorami. Ceny paliw na wyświetlaczu to: 7,96 benzyna, 7,69 diesel, 3,77 gaz - czytamy w relacji Marcina Wójcika z "Gazety Wyborczej".
Dziennikarz "Gazety Wyborczej", wybrał się do Ostrołęki, aby obserwować manifestację. "Już po 16.00, a na Orlenie w Ostrołęce wciąż pusto" - pisze w swojej relacji. Po chwili rozpoczyna rozmowę z kierowcami biorącymi udział w proteście:
- Panowie może na protest?
- Tak, ale nikogo nie ma - odpowiada ten starszy.
- Klapa. Ostrołęka się nie popisała - dodaje młodszy.
Starszy ma na imię Krzysztof. Młodszy Łukasz. Krzysztof przyjechał z żoną. Mieszkają w Ostrołęce. Pracowali fizycznie za granicą, ale musieli wrócić do kraju z powodu problemów ze zdrowiem. Krzysztof jest teraz ochroniarzem. Miał żyć spokojniej, ale przez ratę kredytu musiał iść do drugiej pracy.
- Przychodzę po nocce, śpię dwie godziny i jadę gdzieś na budowę robić wykończeniówkę Inaczej nie stać byłoby nas na ratę. Nie mamy dzieci, ale i tak przestaliśmy wiązać koniec z końcem. W ciągu kilku miesięcy rata skoczyła nam z 1700 złotych do 2900 - mówilł ostrołęcki kierowca "Gazecie Wyborczej".
Reklama
Do rozmowy z dziennikarzem włączyła się także żona jednego z kierowców.
- Pracuję fizycznie i nie wiem, czy więcej będę w stanie. Mam czarną wizję: będę z mężem harować do śmierci, a i tak nie pojedziemy na wakacje. Pojechaliśmy w zeszłym roku nad Bałtyk. Na trzy dni poza sezonem. Pół dnia na dojazd, pół na powrót. Mieliśmy dwa dni na odpoczynek. W tym roku nie stać nas nawet na trzy dni, bo benzyna jest droga. Latem będzie jeszcze droższa - mówi pani Marta.
Na miejscu oprócz kilku protestujących obecna była policja i straż miejska. Widok mundurowych odstraszał kierowców przed protestowaniem.
- Dwa samochody ustawiły się za nami. Łącznie na protest czeka pięć samochodów.
- Krzysztof: - Dalej nas mało (...)
Reklama
Wśród rozmówców dziennikarza "Gazety Wyborczej" znalazła się pani Wanda.
- Mam 1600 złotych emerytury. Niech sobie gdzieś wsadzą czternastkę czy piętnastkę. Co z tego, jak muszę dwa razy więcej zapłacić za gaz, którym ogrzewam dom. Dostałam od brata stary samochód. Ale nie stać mnie na benzynę i jeżdżę darmową komunikacją miejską. Są jednak sytuacje, kiedy muszę wsiąść w auto, choćby na zakupy, bo nie mogę dźwigać zgrzewek z wodą. Samochód szwankuje, na zakrętach włącza mi się sygnał, że mam zaciągnięty hamulec ręczny, choć jest spuszczony - żali się pani Wanda.
Pełna treść artykułu:
Kolejka wkurzonych na Orlenach. "Wpadłem na pomysł, że samochody mogą się psuć na stacjach"
Zobacz też:
Wielki niewypał strajków paliwowych w Ostrołęce
Wyświetleń: 7234 | komentarze: - | 13:37, 23.06.2022r. |