czwartek, 18 kwietnia 2024 r., imieniny Apoloniusza, Bogusławy, Gościsława

Reklama   |   Kontakt

Aktualności

Ostrołęczanin w drodze na Mont Blanc. "Trzy dni ciężkiej wspinaczki i krótkiego snu. Życia nie ryzykowaliśmy" (zdjęcia)

Dawid Kujtkowski z Ostrołęki i Albert Sójka z Łodzi wyruszyli na Dach Europy 3 czerwca. Przygotowani kondycyjnie mężczyźni z doświadczeniem w chodzeniu po górach rozplanowali wyprawę na trzy dni, ale wyprawa nie przebiegała zgodnie z planem.

Najwyższy szczyt Alp Mont Blanc znajduje się na wysokości 4807 m n.p.m i leży w Alpach na granicy Francji i Włoch. Ostrołęczanin obecnie mieszka w Belgii, a najwyższy szczyt Europy postanowił zdobyć ze swoim kolegą Albertem Sójką.

Sztućce jako śledzie do namiotu

- W ostatniej chwili okazało się, że zabrakło kilku rzeczy. Przed wylotem z Belgii, właściciel sklepu alpinistycznego otworzył nam o 22.00. Sam chodzi po górach, więc wiedział, że takie sytuacje się zdarzają - mówi Dawid.

Dotarli do pierwszego punktu swojej wyprawy - wybranego z polecenia innego alpinisty Parkingu Bionnassay. Planowali tam spędzić noc. Okazało się, że nie zabrali śledzi do namiotu.

- Zamiast ich użyliśmy sztućców. Nie było to w pełni efektywne, ponieważ pierwszej nocy odleciała pierwsza warstwa namiotu. Rozstawiliśmy namiot w lesie, gdzie nie było silnego wiatru. Tam minęła pierwsza noc - opowiada ostrołęczanin.

Na początku trasy nie ma żadnych hoteli. Po pierwszej nocy od razu rozpoczęli wchodzenie.

Reklama

Trudna droga ponad chmury

Mont Blanc ma kilka stopni pogodowych. Na samym dole była piękna pogoda. Później zaczął padać deszcz. Przemokli. Następnie były zimowe warunki. Dawid mówi, że "po dojściu do pierwszego ośrodka czuli się jak zombie".

- Niektóre odcinki były bardzo strome. Pokonaliśmy spore przewyższenia. Najpierw były wakacje. Ludzie w podkoszulkach. Później skrajna zima i zimowe kurtki - relacjonuje podróżnik.

Pierwszego dnia wspinaczki nie robili zdjęć. Myśleli tylko o tym, żeby jak najszybciej dotrzeć do ośrodka. Dotarli do pierwszego schroniska "Tete Rousse".

- W pierwszym schronisku spaliśmy kilka godzin, aby znowu piąć się w górę. Trasa trwała około 7 godzin. Przeszliśmy owiany złą sławą kuluar "wąwóz śmierci", w którym zginęło wiele osób. Charakteryzuje się tym, że cały czas na tym odcinku spadają dość duże rozpędzone kamienie, głazy. Albert, niestety, w drodze powrotnej dostał w bark. Miał sporo szczęścia, ponieważ kamień ominął głowę i obyło się bez złamania - Dawid opisuje drogę do drugiego schroniska.

Po dotarciu do kolejnego schroniska - Goûter (3815m) - spali kilka godzin. Zabrali specjalne jedzenie, z którego woda została odsączona maszynowo. Przygotowali je mieszając ze śniegiem z Mont Blancu. W schronisku czekali na informacje na temat pogody.

- Mieliśmy mieć trzy godziny okna pogodowego. Wtedy planowaliśmy się dostać z najwyższego schroniska Refuge du Goûter (3815m) do schronu Vallot. Później miało być załamanie pogody przez kilka godzin. Mieliśmy to przeczekać, a potem atakować szczyt - wspomina podróżnik.

Reklama

Porywy wiatru były bardzo silne. Brakowało wyraźnych okien pogodowych. Trasa miała pół metra szerokości i spadki z każdej strony. Ostrołęczanin z kolegą dotarli do najwyższego schronu. Vallot to blaszana puszka bez ogrzewania. Następnym przystankiem miał być szczyt Mont Blanc.

- Góra nie ucieknie. Życia nie ryzykowaliśmy. Trzy dni ciężkiej wspinaczki i krótkiego snu. Nigdy nie przeżyłem tak ciężkich dni. Musieliśmy zawrócić. To było straszne uczucie, rozczarowanie. Było wiele wypadków. Bułgarów i Anglików złapała śnieżyca na ścianie z linami. Gdy podejście jest bardzo strome, umieszczane są liny. Jeśli odpadnie się ze ściany, jest się przymocowanym do liny. Byli we krwi. Później jednej osobie zerwała się lina, wpadła w szczelinę, zerwała mięśnie nogi. My mieliśmy dużo szczęścia - mówi Dawid.

Zdecydowali, że czas na drogę powrotną. Podczas schodzenia zrobili zdjęcie z flagą Ostrołęki.

- Zastanawiałem się, czy robić zdjęcie z flagą Ostrołęki, bo nie udało się wejść na szczyt - wspomina Dawid.

Choć nie dotarli na szczyt, byli na wysokości 4400 m n.p.m.

Powrót na Mont Blanc

Dawid Kujtkowski mówi o wielu skrajnych emocjach, które towarzyszyły im po drodze. Był zarówno zachwyt, jak i frustracja. Piękno gór, przestrzeń nad chmurami i doświadczenie nowych warunków sprawiają, że nie żałuje wyprawy. Kolejna próba zdobycia Mont Blancu już za kilka miesięcy.

Więcej: Dawid Kujtkowski z Ostrołęki w drodze na Mont Blanc. Rozmawialiśmy z nim przed wyprawą (zdjęcia)

Zobacz zdjęcia:
Dawid Kujtkowski z Ostrołęki w drodze na Mont Blanc

Więcej zdjęć: Dawid Kujtkowski z Ostrołęki w drodze na Mont Blanc 

Wyświetleń: 9141 komentarze: -
09:04, 03.07.2022r. Drukuj