piątek, 19 kwietnia 2024 r., imieniny Adolfa, Tymona, Pafnucego

Reklama   |   Kontakt

Aktualności

Muzyka, wojna i miłość. Wywiad z Larysą Tsoy i jej siostrą Leną (zdjęcia, wideo)

Larysa Tsoy podczas wojny w Ukrainie zapewniła schronienie swojej siostrze i znajomym ze Lwowa. Mieszkająca w naszym powiecie piosenkarka i jej siostra Lena mówią nam, jak wojna wpływa na ich życie rodzinne i artystyczne oraz co sprawia, że nie poddają się w trudnym czasie.

Rozmawia Katarzyna Suska

K.S Jesteście szczególnie związane z Ukrainą. Jak radzicie sobie w tych trudnych czasach?

Larysa: Życie jest różne. Nie uwierzę, że u kogokolwiek jest idealnie. Każdy coś przeszedł. Każdy ma swoją historię. Nie wolno się załamywać. Należy być życzliwym w stosunku do innych. Myślę, że niezbędna jest wdzięczność za ludzi, za śpiew, za to, że jestem. Pan Bóg dał mi jeszcze trochę pożyć. Teraz, w czasie wojny, pomaga mi sztuka oraz to, że mam przy sobie rodzinę i bliskich przyjaciół. Wspieramy się nawzajem w każdej sytuacji. Urodziłam się we Lwowie, więc boli mnie serce. Dzięki Bogu siostra jest tu przy mnie. Mieszka u mnie także przyjaciółka naszych dzieci pochodząca z Ukrainy.

Lena: Dziękuję Polakom za przyjęcie Ukraińców, za to, że potraktowaliście nas bardzo serdecznie. Polacy są teraz nam najbliżsi. Jest nam trudno. Każdy ma rodzinę, która została w Ukrainie. Mój syn ma 35 lat. Nie może wyjechać. Rozmawiamy codziennie po dwa, trzy razy. Mam w telefonie informacje, kiedy we Lwowie jest alarm, syreny. Oni biegną do piwnicy. Ja do nich dzwonię.

Na początku wojny myśleliśmy, że ludzie zareagują, że sami Rosjanie coś zrobią, zbuntują się. Ale boją się. Jeśli ktoś zacznie jakiekolwiek działania przeciwne rosyjskiej władzy, idzie na 15 lat do więzienia. Wiele osób tam teraz przebywa... Teraz w głowie jest przede wszystkim ta wojna. Zainteresowania tracą na znaczeniu. Czekamy na zakończenie tego koszmaru. Kto mógłby pomyśleć, że coś tak strasznego się wydarzy?

Reklama

K.S Jak wojna wpływa na życie artystyczne?

Larysa: Miałam międzynarodowy repertuar, ale teraz nie śpiewam rosyjskich piosenek. Wykluczyłam je. Jeden człowiek podzielił świat. Zmiana repertuaru nie boli tak, jak zakończenie relacji międzyludzkich. Dla mnie to jest bardzo trudne. W Rosji mamy znajomych, rodzinę. Wojna nas rozdzieliła.

Lena: Miałam koleżanki z Moskwy, ale teraz już zerwałyśmy kontakt. One nie rozumieją. Poważnie traktują tylko informacje, które słyszą w swojej telewizji. Propaganda działa tam bardzo intensywnie. Koleżanka, która mieszkała długo we Lwowie, wyjechała do Moskwy. Po dziesięciu latach jest zupełnie inną osobą. Wcześniej nie miała takich poglądów. Były w ogóle inne. Teraz mówi, że u nas we Lwowie zapisują, gdzie mieszkają rosyjskojęzyczni mieszkańcy Ukrainy, że będą odcinać im głowy. Odpowiedziałam jej: "Ty mieszkasz w Moskwie i mówisz osobie, która mieszka we Lwowie, takie bzdury".

K.S Czy na polsko-ukraińsko-cygańskim festynie u Patrycji Runo udało wam się trochę odpocząć?

Larysa: Tak. Było Super. Poza muzyką były ukraińskie dania. Tomek gotował. My wcześniej przekazałyśmy nasze przepisy. Był świetny barszcz ukraiński na żeberkach. Bardzo dobra atmosfera. Z Ostrołęki przyjechało dużo moich znajomych.

Lena: Larysa namówiła mnie, żebym się wybrała. Jestem w Polsce od trzech miesięcy i dopiero miałam okazje na chwilę oderwać się od myśli o wojnie. Pierwszy raz się uśmiechałam.

K.S Był to festiwal trzech kultur. W waszym życiu też przenikają się różne kultury. Wasz rodzic pochodził z Korei. Czy z tamtym krajem też podtrzymujecie kontakt?

Larysa: Już tam nie mamy nikogo. Ostatnio nasz wujek zmarł. Kiedy jeszcze żyli babcia i ojciec, to bardziej utrzymywałyśmy to zainteresowanie. Dalej przyrządzamy dania koreańskie. Nawet dzisiaj będziemy robić. Nazywa się kuksu - to jest spaghetti, mięso, kapusta duszona, jajko. Dużo dodatków. Zalewa się takim sosem sojowym. Ja lubię zrobić na rosołku ten sos. Lena na wodzie. Je się na zimno. To jest najlepsze danie, kiedy jest upał, gorąco.

K.S W jakim języku najbardziej lubisz śpiewać?

Larysa: Teraz robię międzynarodowy repertuar. Piosenki ukraińskie, włoskie, angielskie. Od młodości uwielbiam głos Tiny Turner. Niektórzy mnie nazywają lokalną Tiną Turner, ale mimo całego uznania, jestem Larysa. Tina jest jedyna i niepowtarzalna.

K.S Twój głos też jest jedyny i niepowtarzalny. Który występ najlepiej wspominasz?

Larysa: Najlepiej wspominam występ w "Drodze do gwiazd". Prowadzącym program był Zbigniew Wodecki. To on nadał kierunek mojej muzycznej karierze. Ja wtedy nie chciałam nigdzie uczestniczyć. Mieliśmy piękny, charytatywny występ w Zakładach Mięsnych, na który zaproszono Wodeckiego. Po wysłuchaniu mojego występu on podszedł do naszego stolika i powiedział: "Laryska musisz się zgłosić do naszego programu". Ja zapytałam: "do jakiego programu, bo ja żadnego nie oglądałam". Tak dowiedziałam się o "Drodze do gwiazd". W każdym odcinku występowało pięcioro uczestników. To było w 2002, albo w 2003 r. - około 20 lat temu. Pierwszy raz zaprezentowałam się telewidzom w piosence Tiny Turner. Zbigniew Wodecki powiedział: "Larysa idź dalej". To otworzyło mi drogę do koncertów. Miałam piękny zespół.

K.S Jak w rodzinie są odbierane te telewizyjne występy?

Lena: Cała rodzina bardzo się cieszy, ale kiedy Larysa nie wygrała "The Voice Senior", płakałam cały tydzień.

Larysa: Rodzina bardzo mnie wspiera. Lena jest moją jedyną siostrą i mamy bardzo dobry kontakt. Mimo że ja jestem starsza, siostra zazwyczaj stara się powstrzymać moje szalone pomysły. Wtedy nazywam ją macochą. Lena mocniej stąpa po ziemi. Trochę nadzoruje rodzinę.

W programie "The Voice Senior" odczułam też duże wsparcie znajomych. Serdecznie dziękuję za wszystkie głosy. To wsparcie było szczególnie ważne, ponieważ jako finaliści nie dostaliśmy nawet małej statuetki. Chciałabym napisać do Kurskiego, żeby następnym razem nie pozostawiali trójki finalistów bez żadnego wyróżnienia. Jestem wdzięczna widzom, osobom, które mi kibicowały. Trzymali za mnie kciuki. SMS-y przychodziły z Polski, z Ukrainy, z Niemiec.

K.S Mieszkałaś w Niemczech?

Larysa: Tam pojechałam dzięki bliskim znajomym z zamiarem zrobienia operacji. Wszystko już było zaplanowane, ale plany się zmieniły przez COVID. Było ciężko. Musiałam wrócić. Przede mną jeszcze przeszczep podniebienia. Dziwie się, że jeszcze śpiewam. Nie dawali mi szans nawet na mówienie. Z całego serca życzę wszystkim zdrowia i spokoju ducha.

K.S Jak powiedziałaś, pozytywne nastawienie łatwiej jest zachować z życzliwymi osobami wokół. Czy w Twoim życiu jest miłość, partner?

Larysa: Tak, miłość jest. Opowiem o tym niebawem.

K.S. Dziękuję za rozmowę.

 

 

 

 

 

Fot. Po naszej rozmowie fanki Larysy wręczyły jej kwiaty.

Wyświetleń: 13199 komentarze: -
13:55, 20.07.2022r. Drukuj