sobota, 20 kwietnia 2024 r., imieniny Agnieszki, Czesława, Amalii

Reklama   |   Kontakt

Aktualności

Zawód św. Mikołaj. "Kiedyś ugryzł mnie pies, a innym razem babcia siedziała mi na kolanach"

W niektórych domach wizyta prawdziwego św. Mikołaja to tradycja. Jak to jednak w życiu bywa, nawet wizyta brodatego jegomościa z prezentami może pójść nie tak. Poznajcie historie zawodowych św. Mikołajów z Ostrołęki i regionu.

Jest coraz większe zapotrzebowanie na świętych Mikołajów, aby odwiedzili dom lub mieszkanie w wigilijny wieczór, wręczyli dzieciom prezenty i pozowali do pamiątkowych zdjęć. Ludzie są skłonni za to płacić. Ale praca Mikołaja, wbrew pozorom, nie należy do łatwych. 

Porozmawialiśmy z czterema przedstawicielami tej profesji, którzy poza zwykłą pracą, w Wigilię lub święta zamieniają się w brodatych jegomościów, wkładają czerwone kubraki, czapki, doklejają białe brody i ruszają w teren, aby roznosić prezenty oraz radość zarówno dzieciom, jak i dorosłym. Mikołajów pytamy, ile zarabiają podczas magicznej nocy i jakie przygody ich spotykają.

Reklama

Rafał dorabia jako św. Mikołaj od 4 lat

- Już od 4 lat zajmuję się roznoszeniem prezentów jako św. Mikołaj. Nie ogłaszam się nigdzie, bo informacja jest przekazywana pocztą pantoflową. Za wizytę w jednym domu biorę niewiele, bo 100 zł - mów Rafał z Ostrołęki.

Podczas odwiedzania domów w wigilijny wieczór dochodzi do różnych sytuacji. Zazwyczaj jest miło, rodzinnie i zabawnie.

- Najśmieszniejsza sytuacja, jaką pamiętam? Raz rozdarły mi się spodnie, był niezły ubaw. Druga sytuacja: często muszę przebierać się w strój Mikołaja w bardzo nieoczekiwanych miejscach, za samochodem, za rogiem domu i czasami dochodzi do zabawnych sytuacji, że ktoś widzi, jak facet z białą brodą, w czapce Mikołaja, stoi w samych majtkach i próbuje założyć czerwone portki - opowiada Rafał.

Bywa smutno i wzruszająco

Jak dodaje Rafał, czasami takie spotkania są bardzo wzruszające. Ludzie otwierają się, opowiadają o problemach, prywatnych sprawach. Choć sam nie miał bardzo smutnego spotkania, to jedna z opowieści kolegi utkwiła mu bardzo w głowie.

- Mój kolega, który też dorabia w taki sposób, miał sytuację, że poszedł do domu samotnego seniora. To było bardzo wzruszające, bo zaproszony Mikołaj stał się jedynym towarzyszem podczas wigilijnej wieczerzy. Wręczył seniorowi prezent, razem wypili ciepłą herbatę i porozmawiali. Takie opowieści chwytają za serce nawet największych twardzieli i żartownisiów, bo ten senior zaprosił Mikołaja wyłącznie po to, by nie siedzieć samotnie w Wigilię - opowiada Rafał.

Gdy robi się niezręcznie...

Bycie św. Mikołajem nie zawsze należy do łatwych i przyjemnych. Poza zabawnymi i miłymi spotkaniami z dziećmi można natknąć się na rozbawione towarzystwo. Niektóre panie chcą koniecznie usiąść Mikołajowi na kolanach.

- Zazwyczaj jest miło i zabawnie, wzruszająco, ale czasami niezręcznie, gdy wstawiona ciocia siada mi na kolanach. Raz miałem niezręczną sytuację, gdy w pewnym domu nieco wstawiona pani zrobiła mi malinkę na szyi - opowiada. - Bywa, że nieco podpite towarzystwo chce sobie robić zdjęcia z Mikołajem. To niestety nie zawsze jest dla mnie zabawne - mówi.

Reklama

Darek za św. Mikołaja przebiera się od 8 lat

- Jako św. Mikołaj pracuję już od 8 lat. Początkowo chodziłem tylko do domu mojej mamy, gdzie mieszkał mój brat z żoną i dwójką dzieci. Było zawsze zabawnie, bo maluchy najpierw się trochę bały, a potem coraz śmielej rozmawiały i prosiły o prezenty. Dopiero w zeszłym roku starszy bratanek mnie rozpoznał. Gdy sprawdziłem się w tej roli w rodzinnym domu, to znajomi zaczęli prosić, by przychodzić do nich i tak się rozpoczęła ta przygoda - opowiada Darek z gminy Olszewo-Borki.

Dariusz nigdy nie bierze pieniędzy od rodziny, ale dalsi znajomi czy obce osoby za wizytę św. Mikołaja muszą zapłacić.

- Od rodziny nie biorę nic, ale bliscy znajomi zawsze coś mi dają zamiast pieniędzy. Od obcych pobieram opłatę, w zależności od tego, ile czasu muszę spędzić w domu i jaki mam zakres obowiązków do wykonania. Zwykle jest to kwota od 100 do 200 zł - mówi Darek.

Raz ugryzł mnie pies, innym razem babcia siedziała mi na kolanach

- Miałem sporo dziwnych sytuacji, a czasami niebezpiecznych. Raz ugryzł mnie pies, a raz musiałem opuścić dom, bo dziecko tak się rozpłakało ze strachu, że nie było szans na dobrą zabawę i prezenty. Śmiesznie jest natomiast, jak rodzina chce zdjęcia i czasami mam na kolanach wujka, babcię albo dziadka - śmieje się Darek.

Jak przyznaje, zazwyczaj jest jednak bardzo miło, rodzinnie, ludzie są gościnni, a dzieciaki zachwycone.

Reklama

Mikołaj Robert

Ten Mikołaj gościł na niejednej imprezie. Robert Niedzwiecki, sołtys wsi Obierwia, ale też przedsiębiorca i lokalny aktywista, czasami zamienia się w św. Mikołaja. Jak powiedział, zazwyczaj są to imprezy charytatywne, za które nie pobiera opłaty, ale są też i komercyjne, podczas których za wizytę św. Mikołaja trzeba zapłacić.

Ostatnio jako święty Mikołaj Robert pojawił się m.in. w Aleksandrowie, w Ostrołęce przed ratuszem, podczas uruchomienia świątecznych iluminacji oraz w Rzekuniu, gdzie zapewniał świetną zabawę podczas gminnego spotkania opłatkowego.

- Zapotrzebowanie na Mikołaja jest duże, bo ludzie do nas wypisują, pytają, czy jest szansa, abym pojawił się na prywatnej Wigilii. Nikt takiego zadania się nie podjął, a widać, że w regionie taka potrzeba jest. Wiem, że stawka jest mniej więcej 200-250 zł, ale ja po domach prywatnych raczej nie chodzę, chociaż wszyscy mówią, że bardzo pasuje mi ta rola - mówi Robert.

"Chcemy zdjęcie tylko z prawdziwym św. Mikołajem"

- W Rzekuniu występowałem jako święty Mikołaj. Za Mikołajów przebrali się też wójt gminy i jeden z radnych, czyli było nas trzech. Podeszła do mnie pani z dzieckiem i powiedziała, że chce zdjęcie, ale tylko z prawdziwym Mikołajem i wskazała na mnie. Okazało się, że panów szybko rozpoznano, a ja byłem dla niej tym niepodrabianym - śmieje się Robert.

Czy ta praca daje satysfakcję?

- Dla mnie najważniejsze jest szczęście dziecka, uśmiech, radość z prezentów, ze wspólnych zdjęć. Dzieci reagują bardzo naturalnie, spontanicznie, szczerze. Mówi się, że współczesne dzieci nie wierzą w Mikołaja, ale ja uważam inaczej. Gdy są między sobą, to jeszcze się śmieją, żartują, ale gdy spotkają się ze św. Mikołajem twarzą w twarz, to widzę, że już jest inaczej, że szczerze proszą o spełnienie marzeń. Niby wiedzą, że to pewnie ktoś przebrany, ale widzę, że podczas rozmowy oko w oko pojawia się na nuta niepewności, że może to jednak prawdziwy święty Mikołaj... - dodaje Robert.

Reklama

Mikołaj Staszek

Staszek Orłowski to ostrołęczanin, doskonale znany z Kultowni OCK, z imprez kulturalnych, na których bywa m.in. jako konferansjer czy prowadzący eventy, imprezy i inne wydarzenia. W okresie świątecznym przywdziewa białą brodę, czerwony kubrak i zamienia się w świętego Mikołaja.

- Mikołajem bywam od kilkunastu lat. Pojawiam się w galerii handlowej, na wigiliach miejskich, imprezach firmowych, czy też w przedszkolach albo szkołach, bywałem na zabawach karnawałowych. Ale jestem takim Mikołajem, który nie przyjmuje zleceń w Wigilię, nie chodzi do domów. Choć nie ukrywam, że co roku pojawiają się pytania o wizytę białobrodego w święta. Uważam jednak, że Wigilia i święta to czas, kiedy trzeba odpocząć po całym roku, złapać oddech, posiedzieć z rodziną i nie myśleć o tym, że za chwilę muszę wychodzić do pracy. Pieniądze to nie wszystko, dlatego nie znam też stawek za wizyty prywatne - a za to, co robię, dogaduję się indywidualnie z każdym zleceniodawcą. I chyba jestem łagodny w negocjacjach, bo do tej pory jeszcze nikt nie zrezygnował - mówi Staszek.

Dzieci są niezwykle spostrzegawcze. "Spojrzała na Mikołaja i zawołała: O, Staszek!"

W pracy jako Mikołaj nie zabrakło zabawnych sytuacji. Zazwyczaj dochodzi do nich dzięki niezwykle spostrzegawczym i sprytnym dzieciom, które zawsze są szczere i błyskawicznie potrafią rozpoznać, gdy ktoś udaje, nawet jeśli robi to doskonale.

- Przez kilkanaście lat było na pewno trochę takich sytuacji, część uleciała w zapomnienie. Kilka pozostało jednak gdzieś w pamięci. Jedna z takich historyjek jest sprzed roku. Miałem spotkanie z dziećmi w galerii handlowej i dzień wcześniej koleżanka napisała mi, że przychodzi jutro z córką, która będzie weryfikować autentyczność Mikołaja. Znam tę dziewczynkę - aniołek z wyglądu, bardzo sprytna, wiedziałem zatem, że muszę mieć się na baczności. Pierwszy problem: jak przymocować brodę? Jest na gumce, pociągnie i problem gotowy. Wpadłem więc na pomysł, żeby brodę przykleić do swojej własnej dwustronną taśmą! Spróbowałem, trzymała się. Siedzę i czekam. W pewnym momencie dziecko pojawia się na horyzoncie z mamą i siostrą, podchodzi do mnie, daje laurkę, pozuje do zdjęcia - i tyle. Ja zdziwiony, ale ok - pomyślałem, że może się speszyła, zawstydziła. Jednak jej mama wyprowadziła mnie z błędu już nazajutrz. Zapytałem, czemu córka zrezygnowała z próby weryfikacji oryginalności brody i usłyszałem: Nie było potrzeby. Weszłyśmy do galerii, jesteśmy jeszcze o kilka metrów od ciebie, a ona spojrzała na św. Mikołaja i zawołała: O, Staszek! - opowiada.

Zmiana imienia nie pomogła

- Kiedyś, podczas zabaw karnawałowych, przyjmowałem imię Kacper - razem z kolegą prowadziliśmy imprezę, po czym w pewnym momencie żegnałem się z dziećmi, wychodziłem, przebierałem za Mikołaja i wracałem za jakiś kwadrans, żeby rozdać prezenty. I którego razu wchodzę, długa broda, worek na plecach, siadam na krześle - i widzę, że jeden mały chłopiec przygląda się, jakby chciał przewiercić mnie wzrokiem. Patrzy, patrzy, marszczy brwi, aż w pewnej chwili woła, na całą salę: Ty nie jesteś Mikołaj! To mówię, że jak to nie, pewnie, że jestem. Chłopiec jednak uparcie krzyczał coraz głośniej: Nieprawda! Ty nie jesteś prawdziwym św. Mikołajem! Ty jesteś Kacper, po oczach cię poznałem! - mówił chłopiec. - Już kilka osób mówiło mi, że przebranie super, ale oczy zdradzają, że to ja. Może czas zakładać soczewki albo ciemne okulary?- dodaje Staszek.

"Aby otrzymać prezent, trzeba było usiąść św. Mikołajowi na kolana..."

Nietypowych czy niezręcznych sytuacji, jak opowiada Staszek, jest znacznie mniej, ale też się zdarzają.

- Szczególnie niezręcznych sytuacji nie było, choć jedną pamiętam, ale nie nadaje się do powtarzania. Były za to nietypowe zlecenia, np. kilka dni temu. Wizyta św. Mikołaja na imprezie firmowej, gdzie było dwanaście pań, jeden pan i ja. Oczywiście, aby otrzymać prezent, trzeba było usiąść św. Mikołajowi na kolana... Pamiętam też, że w czasie pandemii nie można było robić spotkań stacjonarnych, dlatego zwycięzcy pewnego konkursu mieli dostać nagrody u siebie w domu, przyniesione osobiście przez św. Mikołaja. A tych laureatów była setka, sto nagród do przekazania, zaś adresaci rozsiani po kilku powiatach. Dostarczenie wszystkiego zajęło mi sześć dni, od popołudnia do nocy - mówi Staszek.

Czy dzieci wierzą jeszcze w świętego Mikołaja? O jakie prezenty proszą?

- Jak to dzieci - jedne wierzą, inne nie, jeszcze inne niby nie, ale asekuracyjnie wolą szepnąć, co chciałyby dostać. A życzenia są standardowe: zabawki z ulubionej bajki, gry, klocki i samochody. W tym roku chyba nikt nie prosił o telefon, tablet czy inny sprzęt tego typu - dodaje.

Czy zapraszacie świętego Mikołaja? Kto w waszych domach przynosi prezenty?

Wyświetleń: 81080 komentarze: -
12:41, 24.12.2022r. Drukuj