czwartek, 28 marca 2024 r., imieniny Anieli, Renaty, Kastora

Reklama   |   Kontakt

Aktualności

Stanisław Giżycki: "Za antynaukową kampanią przeciwko spalarniom stoją różne siły"

Lokalni politycy próbują ogłupić społeczeństwo i zdobyć popularność, szerząc nieprawdziwe informacje na temat spalarni odpadów niebezpiecznych. Brak elementarnej wiedzy na temat środowiska i budowy świata sprawia, że mieszkańcy wierzą w bezpodstawne obawy.

Nie warto mieć złudzeń: wszyscy stajemy się ofiarami dezinformacji. Podejmujemy decyzje, opierając się na fałszywych danych, a nasze emocje falują zgodnie z interesami innych ludzi - choć najczęściej nie mamy o tym pojęcia

Anna Mierzyńska: Efekt Niszczący - jak dezinformacja wpływa na nasze życie

Reklama

Czyje interesy zaspokajamy?

To przerażające, że żyjemy, nie wiedząc, czyje interesy właśnie zaspokajamy. Jednak wcale nie jesteśmy bezbronni. Zwłaszcza wtedy, gdy wiemy o tym, jak działa dezinformacja i kto za nią stoi.

Dezinformacja to element kampanii wyborczych, a w tym również w lokalnej polityce. W Ostrołęce i okolicach lokalni politycy próbują ogłupić społeczeństwo i zdobyć popularność wciskając nieprawdziwe informacje na temat spalarni odpadów niebezpiecznych. Za antynaukową kampanią przeciwko spalarniom w całej Polsce stoją różne siły. Część z nich to tzw. organizacje ekologiczne. Jedna z nich działa w całej Polsce i również jest stroną w postępowaniu administracyjnym w Ostrołęce.

Ochroną powietrza atmosferycznego zajmowałem się przez około 40 lat. Zaczynałem jako chemik i biochemik. Trafiłem przypadkowo do nowo powstających służb ochrony środowiska w dawnym już województwie ostrołęckim. Organizowałem tam pierwsze ekipy pomiarowe (pomiary na źródłach, jak i w terenie). W międzyczasie ukończyłem studia podyplomowe na Politechnice Warszawskiej właśnie na kierunku Ochrona Powietrza Atmosferycznego. Moje oprogramowania komputerowe były zatwierdzane przez Instytut Ochrony Środowiska w Warszawie. Po 8 latach przeszedłem do sektora prywatnego, robiąc inne rzeczy, zawsze też w jakimś fragmencie z zakresu ochrony powietrza atmosferycznego. Wykonałem dziesiątki lub setki opracowań z zakresu ochrony środowiska.

Reklama

Czy wiedza może być stronnicza?

W zeszłym roku jesienią wziąłem udział w wyjeździe do Dąbrowy Górniczej, razem z dwoma radnymi i dwójką dyrektorów Urzędu Miasta Ostrołęki. W zasadzie nie musiałem tam jechać, ale zaciekawiło mnie, jak będą ten wyjazd odbierali inni. Po wyjeździe niespodziewanie wystąpiłem na spotkaniu z mieszkańcami Ostrołęki czy też w większości z osiedla Wojciechowice. W zasadzie poszedłem posłuchać, co powiedzą inni niezwiązani do tej pory z ochroną środowiska. Okazało się, że byłem jedynym z uczestników wspomnianego wyjazdu. Byłem trochę w kropce, ale się jednak zdecydowałem. Widząc wrogą i zorganizowaną widownię wymyśliłem, że spróbuję trochę odświeżyć wiedzę szkolną widzów z podstaw chemii. Po takim wstępie o teorii całkowitego spalania widziałem, że większość widowni jest zbulwersowana. Nie tak miało wyglądać to spotkanie. Jeden z uczestników stwierdził nawet, że jestem stronniczy. Powstaje pytanie, czy wiedza może być stronnicza? Bo ja reprezentowałem tylko swoją zdobytą wiedzę i doświadczenie.

Na spotkaniu był jeszcze Michał Sienkiewicz, który też zawodowo zajmuje się ochroną środowiska. Zaoferował, że w razie potrzeby poświęci własny czas, aby rozwiać wątpliwości tych, którzy je mieli. Nikt do niego się nie zgłosił. Do mnie też nie, mimo że podobną ofertę przedstawiłem. Ani superaktywna radna Sosnowska, ani obecny prezes Stowarzyszenia Ekomena, z wykształcenia politolog Wojciech Jarząbek. Jest to symptomatyczne. My musimy "wiedzieć inaczej", bo chyba mamy jakiś interes. To takie prymitywne rozumowanie. Od tamtego czasu nie uczestniczyłem w żadnych formalnych spotkaniach, ale je obserwowałem. Rozmawiałem też nieformalnie i jednak udawało się sporą grupę przekonać, że zagrożenie jest pozorne. Wsłuchując się w argumenty np. radnej Sosnowskiej, stwierdziłem, że z łatwością można je obalić. Notabene była jeszcze druga wyprawa do Dąbrowy Górniczej i ta radna też wzięła w niej udział.

Reklama

Trzy elementy jej niewłaściwego myślenia

1. Gdy jest jakaś emisja ze spalarni, to nie można jej rozpatrywać zero-jedynkowo

Podstawowa zasada toksykologii przy stosowaniu leków i uznania substancji za toksyczną została już sformułowana w XVI wieku przez niemieckiego uczonego Paracelsusa. Jest autorem słynnej wypowiedzi: "Cóż jest trucizną? Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną. Tylko dawka czyni, że dana substancja jest trucizną". Czy można stosować myśl Paracelsusa w obecnych czasach? Niedawno przy sprawie zatrucia Odry powtórzył je dr hab. Andrzej Woźnica. Prawo Archimedesa też się nie zdezaktualizowało.

Podam taki sugestywny przykład dotyczący toksyczności alkoholu etylowego. A więc dawka śmiertelna tego związku w postaci 40 proc. roztworu załóżmy, że to dwa litry. Czy więc 50 ml jest dalej toksyczne? Może być, jak pije się je dzień w dzień. A czy 0,1 ml to dalej jakaś substancja toksyczna? Odpowiedź brzmi nie. Organizm tego nie odczuje. A czy dawka 0,1 ml "nowiczoka" to dawka śmiertelna? Tak. Bo ta substancja jest tak specyficzna, że nawet skrajnie małe ilości blokują przemiany enzymatyczne. Tak więc dawka toksyczna jest dla każdej sytuacji inna i dla każdego organizmu inna.

Przykładem powszechnie znanym było "zatrucie" drzew w górach Izerskich. Drzewa po prostu uschły. Było to wynikiem kumulowania się zanieczyszczeń z elektrowni z trzech krajów: Polski, Niemiec i Czech. Po 20 latach młode i zdrowe drzewa znowu pojawiły się na stokach. A dlaczego było to możliwe? Czyżby zlikwidowano elektrownie? Otóż nie. Tylko zastosowano urządzenia oczyszczające spaliny i wszystko wróciło do normy. Czy emisja dwutlenku siarki była zerowa? Otóż nie była, ale była poniżej progu toksyczności i to wystarczy. Często organizm ludzki jest dużo bardziej odporny na konkretne zanieczyszczenie.

2. Odłóżmy toksykologię i wróćmy do chemii

Przypomnijmy sobie, jak zbudowana jest materia. Zawsze jest podział na atomy i cząsteczki. To chyba podstawowa wiedza z chemii zarówno ze szkoły podstawowej, jak i z liceum. Tych rodzajów atomów nie jest w zasadzie dużo. Tych prostych cząsteczek z tlenem po intensywnym spalaniu (utlenianiu) jest też bardzo niewiele rodzajów. Żeby tak zakończył się proces spalania, muszą być spełnione dwa warunki. Po pierwsze temperatura "reaktora" musi być odpowiednio wysoka, a po drugie musi być odpowiednia ilość czasu, aby ten tlen (atomy) dotarł wszędzie i zdążył przereagować z każdym innym atomem. W kotle elektrowni ten proces przebiega odpowiednio szybko, bo węgiel w postaci drobniutkiego pyłu (po młynach) jest wdmuchiwany do komory spalania i pali się objętościowo. To mieszkańcy Ostrołęki powinni wiedzieć, bo w elektrowniach pracuje wiele osób z ich rodzin.

A jak zapewnić pełne spalanie w piecu obrotowym spalarni? Ponieważ nie ma w tym przypadku rozdrobnienia, to proces musi być dość długi. Maltretowana materia obracana w tymże piecu kruszy się dopiero podczas spalania. W tak wysokich temperaturach to wystarczy, aby tlen doszedł wszędzie i aby powstały tylko proste związki. Wypominane stale przez panią Sosnowską dioksyny już nie mają szans na przetrwanie jako cząsteczki wieloatomowe. Dioksyny za to są w smogu osiedlowym, gdzie spalane plastiki w lokalnych kopciuchach mają się bardzo dobrze. Wszystkie te moje "rewelacje" może potwierdzić każdy nauczyciel chemii, jeżeli dalej byłbym niewiarygodny. Chemia jest niestety w szkołach powszechnych nauką niszową i zostają w głowie tylko jakieś nędzne jej ochłapy.

3. Stosowanie dużych liczb jest często obarczone złymi skojarzeniami

Szczególnie gdy te liczby rozkładają się na długi okres. A więc 50 tys. Mg (ton) to milion taczek i miliard łyżeczek. Załóżmy, że te 50 tys. Mg rozbijemy na 250 dni w roku. Daje to nie mniej i nie więcej 200 Mg/dzień. To jest więc 8 zestawów 25-tonowych lub 80 zestawów 2,5-tonowych. Czy to dużo, czy mało? Powiem, że mało, a nawet śmiesznie mało, gdy porówna się ruch tranzytowy przez Ostrołękę. Przy 10-godzinnym czasie dostaw w ciągu dnia będzie to odpowiednio niecały TIR na godzinę i 8 miniciężarówek na godzinę. Próbuje się zrobić taki pseudo opis, że te 80 pojazdów dziennie to są właśnie duże samochody. To jest łatwa manipulacja, bo ludzie na ogół gubią się w liczbach. A nawet gdyby co 7 minut przejechał duży zestaw, to i tak nie byłoby to coś wielkiego. W tym przypadku byłoby to już 500 tys. Mg/rok. No, ale wątek ilości samochodów jest stale powtarzany, jako niezmiernie szkodliwy. Manipulacja raczej świadoma.

4. Nakładanie się zanieczyszczeń z różnych źródeł

To taka mantra. Po pierwsze trzeba wspomnieć, że przy olbrzymiej różnicy w wysokości emitorów elektrowni i spalarni, takie nakładanie w zasadzie nie występuje. Poza tym emisja z bardzo wysokich emitorów ma szanse "zahaczyć" o powierzchnię ziemi dopiero po kilku kilometrach od źródła i to też bardzo rzadko. Poza tym emisje zanieczyszczeń z elektrowni w okresie tych 40 lat zmniejszyły się wielokrotnie. I normy toksykologiczne emisyjne zawsze i tak były dotrzymywane. No to jak przykładowo 30 proc. normy spotka się z 2 proc., to ma to jakieś znaczenie? Do dawki krótkoterminowej w stężeniu jest i tak daleko. Normy długookresowe (roczne) w zasadzie w ogóle na siebie nie nachodzą w receptorach, czyli punktach terenu.

Reklama

Co mówią przeciwnicy inwestycji

- To PiS-owska inwestycja, więc trzeba z nią walczyć, bo jak nie podoba się nam PiS, to muszą i jego inwestycje.

- Budowa spalarni źle będzie rzutować na wizerunek Ostrołęki. W innych lokalizacjach niech sobie budują, tylko nie u nas. To nieprawda, że inwestycja jest bezpieczna dla środowiska. Zawsze tak się mówi. A gdzieś tam np. w Różanie miało być lepiej, a jest gorzej. Nawet nie wiem, o czym mowa. Rozmówca po swoim wystąpieniu przerwał i stwierdził, że on i tak wie swoje.

I cóż ja na te banialuki? Inwestycje nie są PiS-owskie, tylko sensowne lub nie. Lokalizacja w miejscu dawnej Elektrociepłowni A byłaby lepsza, bo ewentualne ciepło byłoby jak odprowadzić. Żadne realne zagrożenia nie występują. Te zagrożenia trzeba przede wszystkim wytworzyć w wyobraźni mieszkańców. Przeciętny Kowalski nie ma szans zapoznać się z realiami. Ostatnio byłem na spotkaniu z posłem lewicy. Na sali siedziało kilkadziesiąt osób. I oczywiście były zbierane podpisy na jakiejś petycji przeciw spalarni. Gdy odsunąłem listę dalej, to spotkałem się z zabójczymi spojrzeniami. No cóż, nie ulegając presji, człowiek staje się wyrzutkiem społecznym.

Wielu protestujących w sprawie spalarni bez moralnych zahamowań spala plastiki i opony

Trochę pocieszenia na koniec. Brak racjonalności nie cechuje tylko Polaków. Niemcy wycofały się z eksploatacji elektrowni jądrowych, bo tak było wygodnie kanclerz Merkel. Chciała długo rządzić i niepotrzebny był jej konflikt z Zielonymi. Kupując za to morze gazu, pompowano agresywną Rosję. U nas Zieloni są również systemowo antyatomowi. Trochę tę partię poznałem, bo na krótko się do niej zapisałem i byłem równie krótko sekretarzem w Białymstoku. Jednak szybko odszedłem, bo zobaczyłem od wewnątrz ten brak racjonalizmu. W takich organizacjach jest większość osób o wykształceniu humanistycznym, w tym sporo prawników. Ludzie często działają nie ze względów komercyjnych, a ideowo. Ich wiedza o budowie świata i materii jest szczątkowa.

Co Ostrołęce doskwiera najbardziej? Smog z kopciuchów. Zapewne wielu protestujących w sprawie spalarni bez moralnych zahamowań spala plastiki i opony. Wtedy powstają właśnie związki organiczne wieloatomowe o wielkich zagrożeniach toksykologicznych. Dym z kopciucha snuje się pomiędzy domami, nie ma szans na szybkie rozcieńczenie. Dociera do nas przez wentylację. To tak zwana niska emisja, która w latach 50-tych zabiła w Londynie setki osób. Ta nasza niska smogowa emisja może nie zabija, ale jest na pewno znacznie bardziej szkodliwa, niż ta profesjonalna emisja wysoka.

Reklama

Warto pytać specjalistów

1. Każdy, kto był na wyjeździe w Dąbrowie Górniczej i dalej ma obiekcje, jest albo oszustem, albo osobą o ograniczonej możliwości rozumowania. Jeden z radnych był aż dwa razy. Jestem ciekawy jego przemyśleń jako Przewodniczącego Komisji Gospodarki Komunalnej, Infrastruktury Technicznej i Ochrony Środowiska Rady Miasta Ostrołęki.

2. W dalszym ciągu jest możliwość rozmowy wyjaśniającej przez branżystów mieszkających w Ostrołęce. Oprócz mnie i Pana Michała Sienkiewicza to były prezes dawnego OPEC - Jan Grala. Zapewne też swoją opinię będzie mógł wyrazić Dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska Pan Jacek Mieczkowski. To długoletni pracownik WIOŚ i człowiek o ugruntowanej wiedzy praktycznej. Do takiej rozmowy zachęcam szczególnie posła Czartoryskiego i Wójta Gminy Rzekuń Bartosza Podolaka. Oni włączyli się jakby na ostatniej prostej, a jako ludzie o wykształceniu raczej humanistycznym, tego podejścia przyrodniczego mieć raczej nie mogą.

Chciałbym pogratulować młodemu mieszkańcowi Ostrołęki, który odważył się publicznie zgłosić zdanie odmienne na spotkaniu w Szkole Podstawowej nr 4 w Wojciechowicach. Za jego kompetencję i brak lęku.

O autorze

Stanisław Giżycki - od wielu lat związany z turystyką i ekologią. Założyciel stowarzyszenia "Ekomena" działającego w Ostrołęce i regionie, przewodnik górski, były pracownik państwowych służb ochrony środowiska, obecnie na emeryturze.

 

Więcej felietonów w dziale Mało obiektywnie.

 

Wyświetleń: 3931 komentarze: -
11:01, 07.03.2023r. Drukuj