niedziela, 20 lipca 2025 r., imieniny Czesława, Hieronima, Eliasza

Reklama   |   Kontakt

Aktualności

Od studni do żarna - przeznaczenie czy seria przypadków? (zdjęcia)

Wychowany w Surowem, na kurpiowskich piaskach, wśród lasków - pewnie i karaski zdarzało mu się łowić w Trybówce, nie mógł zatem Władysław Żebrowski, przyszły Brat Zeno, nie widywać na łąkach manny - popularnej na Kurpiach trawy, obecnej w wielu zielnikach.

Czy już wtedy kojarzył ją z tą biblijną, o której słyszał podczas czytań w pobliskim Kościele pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Czarni koło Myszyńca? Czy tamtemu dziecku przyszło do głowy, że będzie kiedyś obdarowywać ludzi inną "manną", niemal cudem zdobywaną dla bezdomnych i głodnych, oraz chlebem? Nie da się wykluczyć, także tego, że poznał Desiderata, gdzie czytamy, że "miłość jest wieczna jak trawa". Zapewne jako franciszkanin znał dokładnie "Pieśń słoneczną" św. Franciszka i poczuł głęboko przykazanie Miłości bliźniego i całego świata.

Pochwalony bądź, mój Panie, ze wszystkimi Twymi stworzeniami, nade wszystko z panem bratem Słońcem, bo jest on lampą dnia i nim rozświetlasz naszą drogę.

(fr. Pieśni słonecznej św. Franciszka)

Brat Zeno(n), Kurp z Surowego, zmarł w Tokio, w Kraju Wschodzącego Słońca, dokładnie w 52 lata po przybyciu do Japonii - 24 kwietnia 1982 r., nawet o tej samej godzinie! Czy nie jest to przedziwne? Niektórzy uważają, że życiem rządzi przypadek. A jeśli tych przypadków jest cała seria? Państwo Elżbieta i Kazimierz Piórkowscy, krewni Brata Zeno mieszkający w Ostrołęce, postanowili oddać do Muzeum Kultury Kurpiowskiej zabytkowy obraz Matki Bożej, przywieziony z dawnego domu w Surowem. Wracając, wstąpili do Towarzystwa Przyjaciół Ostrołęki na ulicę Głowackiego 14, akurat miałam tam dyżur, a to bardzo blisko placu gen. Józefa Bema. Surowe - miejsce urodzenia Brata Zeno, więc uruchomiło szereg przedziwnych wydarzeń... Wtedy już zajmowałam się Bratem Zeno, bo po spotkaniu z byłymi uczniami z Czarni, którzy zaprosili mnie na zjazd klasowy po 40 latach, bardzo chciałam zwiedzić tamtejsze muzeum, ale nie udało nam się, niestety, do niego dostać. Oczywiście zapytałam w TPO pana Kazimierza, czy wie, jak doszło do tego, że Brat Zenon Żebrowski, będąc tak blisko epicentrum wybuchu w Nagasaki, nie został napromieniowany? Klasztor znajdował się na zboczu góry, która stanowiła skuteczną osłonę, ale nie należy wykluczać działania Opatrzności. Pan Kazimierz skromnie przyznał, że zna tę historię, bo jest... kuzynem Brata Zeno. To była dla mnie pierwsza z przepięknych niespodzianek! Od razu postanowiliśmy zrobić w TPO spotkanie na temat Brata Zeno, bo nawet w Klubie Dyskusyjnym o Książkach, gdzie spotykam p. Elżbietę, mało kto wiedział o tym charyzmatycznym franciszkaninie, który w odległej Japonii, za pomocą języka prawdziwej miłości zjednywał tysiące ludzi dobrej woli, by ratować sieroty, starców, wykluczonych, osoby cierpiące, przestępców, budować "Miasta Mrówek", zakładać sierocińce i organizować "pastwiska albo łąki dla upośledzonych fizycznie i umysłowo dzieci", które, opiekując się zwierzętami, leczyły traumy i lęki. Pierwsze takie "Zeno shoneu Bokujo" założył w Notahara koło Hiroshimy - hodowla i pielęgnacja zwierząt stała się terapią, zatem był prekursorem animaloterapii, tak popularnej dzisiaj w postaci dogoterapii, hipoterapii czy onoterapii (pracy z osiołkami). Początkowo ośmiu chłopców miało tam "dwa psy, dziewięć kóz, czternaście skowronków, dwadzieścia sześć kaczek, dziewięć kur, parę gołębi i jedną owcę". Ten Kurp, wyczulony na piękno świata i śpiew ptaków, wiedział, ile radości daje słuchanie choćby skowronka... Takie "pastwiska" zaczęły rosnąć w Japonii jak grzyby po deszczu, bo po wojnie i wybuchach w Nagasaki oraz Hiroszimie wiele dzieci pozostawało w depresji, cierpiało na psychozy i chorobę sierocą.

Dzisiaj nadal mnóstwo dzieci ma problemy, w Polsce coraz bardziej są potrzebni psychiatrzy dziecięcy... A gdyby tak w Ostrołęce, na terenie ogrodzonego lasu przy kościele pw. św. Franciszka właśnie stworzyć zagrody i woliery dla uratowanych w ośrodkach rehabilitacji, pokiereszowanych zwierząt leśnych, które w naturze sobie nie poradzą? Ileż naszych dzieci odnalazłoby tam radość?! Nie tylko naszych, także dzieci imigrantów, bo coraz więcej mieszka w Ostrołęce Ukraińców, Pakistańczyków i Hindusów... A i te sarenki, zające czy jakiś okaleczony jeżyk, a nawet oswojony dzik po przejściach poczułyby się lepiej, mądrze dokarmiane i zadbane.

Brat Zeno zbudował ponad 30 ośrodków pomocy społecznej, czyli zaopiekował się tysiącami osób! Sam, jako "złota rączka", zaradny Kurp, potrafił zrobić niemal wszystko, zatem uczestniczył czynnie w wielu z tych projektów, nie tylko jako pomysłodawca czy osoba poszukująca sponsorów lub mecenasów. Stale wprowadzał też innowacje! Miał szczęście spotykać ludzi dobrej woli, niezależnie od wyznania... Pomagali mu zarówno chrześcijanie, jak i szintoiści czy buddyści, a w Polsce także żydzi. W każdym człowieku szukał dobra i potrafił je odnaleźć nawet głęboko ukryte, umiał porozumieć się nawet z przestępcami, wiedział, jak dotrzeć do ich człowieczeństwa. Czy łatwo sobie wyobrazić, że głodne dziecko, sierota, podzieli się tym, czego ma bardzo mało? A Brat Zeno tego dokonał - przekonał podopiecznych, by prowadzili zbiórki żywności dla jeszcze bardziej głodnych! Każde dziecko dawało małą cząstkę tego, co miało... Niemal niewiarygodne!

Jeśli prześledzić życie tego franciszkanina z powołania, imał się przeróżnych zawodów i zajęć - zgodnie z doraźnymi potrzebami. Zaczął od pracy pastuszka, awansując od gęsi do świń, krów i koni. W dorosłość wkroczył jako żołnierz, zgłosił się na ochotnika z kolegą - "dla towarzystwa"... Tak się złożyło, że po komisji wojskowej w Ostrołęce trafił do artylerii, jednak z braku dział, wyznaczono mu pracę przy aprowizacji, stał się magazynierem, hodowcą bydła, które przepędzał przez wiele kilometrów, i kwatermistrzem. Mógł potem z dumą wyznawać, że "na wojnie zabił zaledwie kilka kur i krów". Z konieczności bywał szewcem, krawcem, cieślą, kowalem, górnikiem (torfu), księgowym (w kopalni), "biznesmenem", robotnikiem rolnym przy burakach cukrowych, ślusarzem w żydowskiej fabryczce, fryzjerem, budowniczym, wydawcą, ogrodnikiem, kucharzem, pedagogiem, opiekunem dzieci, starców i chorych, terapeutą, ale przede wszystkim misjonarzem o prawdziwie głębokiej wierze i udzielającej się otoczeniu charyzmie, bo wcielał w życie przykazanie Miłości. Swoich maleńkich podopiecznych nazywał "skośnookimi pisklętami", dlatego zapewne bardzo by mu się spodobała książka o nim nauczycielki z Wykrotu, Ireny Mamajek, napisana wierszem przez panią od... biologii i zilustrowana pięknymi, wykonanymi z sercem pracami uczniów tamtejszej szkoły jego imienia. "Motylki" też wybrały z całej bogatej wystawki tę właśnie książkę, a autorka zrobiła mi niesamowitą niespodziankę - po spotkaniu w TPO podeszła do mnie, przedstawiła się (wiedziałam o niej od kolegi z Wykrotu, ale nie znałam) i podarowała mi tę publikację Związku Kurpiów, Wykrot 2018 z dedykacją... Przepiękny prezent.

"Miasta Mrówek", czyli osiedla dla bezdomnych, Brat Zeno zaczął budować, ponieważ uznał, że "żaden człowiek nie powinien żyć jak szczur". Musi mieć jakiś dom, choćby prowizoryczny. Wśród Japończyków znalazła się zacna kobieta, Kitahara Satoko, która dołączyła do "króla gałganiarzy", mimo że była córką profesora uniwersytetu, i stała się oddaną współpracownicą w "Mieście Mrówek". Podjęła dzieło Brata Zeno z takim oddaniem, że została beatyfikowana. Warto zaznaczyć, że fryzjerem bywał on na japońskich ulicach, wśród śmieciarzy i bezdomnych, strzygł ich, by choć tak ułatwić im życie. Cieślą i budowniczym był niejako z zamiłowania. A zaczął w Teresinie od skromnej kapliczki dla Niepokalanej - jak te znane mu z dzieciństwa, wpisane w mazowiecki krajobraz, tak pięknie zachowane w sepiowych ilustracjach do trzech już albumów "Kapliczek kurpiowskich" Teresy Piórkowskiej-Ciepierskiej, wydanych przez TPO. Po spotkaniu w Grodnie z przewodnikiem duchowym, o. Maksymilianem Kolbe, miał mu pomagać w budowie Niepokalanowa. Znał się na pracy z drewnem jak mało kto, w końcu pochodził z położonej wśród lasów miejscowości, więc kapliczka stanęła szybko i dokonała niemal cudu!

Książę Drucki-Lubecki żądał za ziemię w Teresinie bardzo wysokiej kwoty, o. Kolbe nie dysponował takimi środkami, ale serce księcia zmiękło, gdy zobaczył w szczerym polu tę samotną kapliczkę z figurką Niepokalanej... Oddał franciszkanom całą ziemię za darmo! To tak zdopingowało braciszków, że pracowali w dwójnasób i świątynia stanęła nadzwyczaj szybko, można było jechać budować następną - w dalekiej Japonii. Poznawszy zaradność i umiejętności Brata Zenona Żebrowskiego, o. Kolbe był pewien, że zabierze go ze sobą. Na obcej ziemi nie poszło tak łatwo, ale teren, którego nikt nie chciał, czyli wysypisko i cmentarz zwierząt na zboczu góry, zdaniem Brata Zeno, nadawał się na budowę klasztoru. Nikt inny nie zlokalizowałby tam świątyni, a Brat Zeno był pewien, że to świetne miejsce, co podczas wybuchu w Nagasaki okazało się zbawienne... Gdy udało mi się zwiedzić z wycieczką Muzeum Brata Zeno w Czarni, miałam mieszane uczucia. Obiekt niewątpliwie wymaga rewitalizacji. Dobrze, że obecny ks. proboszcz pokrył budynek starej plebanii nowym dachem, co uchroniło bezcenne eksponaty, zgromadzone przez poprzedniego proboszcza, ks. Wacława Nowackiego, przed zbutwieniem. Narobiłam wtedy zdjęć, miałam już materiał na prezentację multimedialną. Od państwa Piórkowskich dowiedziałam się, że bratanek Brata Zeno, o. Jerzy Żebrowski, poszedł w ślady Stryja i też był misjonarzem. Zatem wystosowaliśmy z TPO list do Bostonu, gdzie pełni posługę proboszcza tamtejszej parafii Matki Bożej Częstochowskiej w tzw. "Polskim Trójkącie". Nie udało się o. Jerzemu przyjechać do Polski w czerwcu, kiedy było zaplanowane pierwsze spotkanie na temat: "Śladami Brata Zeno i jego Bratanka, o. Jerzego Żebrowskiego", ale nie ma złego bez dobrego, bo oto okazało się, że możemy mieć zaszczyt gościć o. Jerzego 30 lipca. Czas naglił, jednak z pomocą dobrych ludzi, oczywiście państwa Piórkowskich, Magdaleny Grzegorczyk (z d. Plaga), która z gitarą zaśpiewała ulubione pieśni św. Jana Pawła II, Zenona Kowalczyka (zadbał o sprzęt do prezentacji multimedialnej) udało się błyskawicznie to spotkanie zorganizować. Przybyły także bratanice, Maria Młynarska z Mazur i Krystyna Samsel z Czarni, oraz dalsi krewni. Ojciec Jerzy Żebrowski okazał się bardzo serdecznym, łatwo nawiązującym kontakt, dowcipnym człowiekiem, nawet czarny melonik założył, by Brata Zeno "zagrać"! Atmosfera stała się niemal rodzinna. Goście spontanicznie uzupełniali to, co było w prezentacji, dorzucali bezcenne informacje o własnych spotkaniach z Bratem Zeno czy szczegóły z jego nieznanej nam dokładniej biografii. Wiedzieliśmy, że był "po słowie" z jakąś panną, ale nie przypuszczaliśmy, że także z Żydówką... Źródła podają, że planował ożenek z Francuzką. Nie mieliśmy też pojęcia, że jeden z członków Rodziny, Joseph P. Żebrowski, był lotnikiem i niemal cudem ocalał z katastrofy samolotu F2H-3 Bansee w 1957 r. Katapultował się w ostatniej chwili i musiał długo przekonywać niektóre osoby, że jednak przeżył... Mało tego, po 60 latach rozpoznał, cudem odnalezione przez przypadkową osobę, szczątki samolotu, z którego udało mu się kiedyś szczęśliwie uwolnić! Niejako pojednał się ze swoją maszyną, której wrak znajduje się w Quonset Air Museum w North Kingston, a na jednej z części samolotu widnieje wypisane nazwisko pilota. Pani Maria Młynarska, bratanica Brata Zeno, ofiarowała Towarzystwu Przyjaciół Ostrołęki piękną książkę o Maksymilianie Kolbe i dwa numery "Rycerza Niepokalanej".

Okazało się, że obaj ojcowie Żebrowscy poczuli powołanie dzięki pasjonistom, jednak wybrali regułę franciszkańską... Władysław wcale nie planował życia zakonnego, był elegantem, uwielbiał mieć dobrze wypastowane buty, zamierzał poślubić jakąś piękną panienkę. Ożenek był całkiem blisko - z córką kowala, u którego w Surowem Władysław terminował. To już przebiło się do świadomości społecznej, gdy odsłaniano tablicę przy krzyżu, który własnoręcznie wykuł. Córka kowala nie miała jednak zaznać szczęścia z Władkiem... Inne były co do niego plany na górze. Drugą kandydatką na żonę okazała się Żydówka, córka właściciela fabryczki pod Przasnyszem, gdzie Władysław pracował jako ślusarz. Mile wspominał tych Żydów - "dobrych ludzi', jednak nie było mu sądzone poślubić ich córki, wtedy bowiem do zakładu przyszedł pasjonista po pomoc, bo im się wiadro utopiło w studni. Kurp z Surowego w każdej sytuacji umiał sobie poradzić, więc i wiadro bez trudu wydobył, by braciszkom wody nie zabrakło. Zrobiło się bardzo symbolicznie... Nawet w "Małym Księciu" czytamy u Exupery'ego, że "pustynię upiększa to, iż kryje w sobie studnię". Człowiek, który wyrósł na wsi wśród zwierząt i spragnionych deszczu roślin, wiedział, jak bezcenna jest woda. Pewnie dlatego w Nagasaki wpadł na pomysł, by gromadzić deszczówkę we wkopanych w ziemię pojemnikach. Dzięki temu mieli po wybuchu nieskażoną wodę... Woda ze studni pasjonistów była pierwszym impulsem, reszta dokonała się w Rostkowie, gdzie akurat Władysław trafił na żarliwe kazanie... tegoż samego pasjonisty od odzyskanego wiadra. Od tamtej pory wiedział, co zamierza czynić, ożenek i założenie rodziny już przestały być celem... Piękna Żydówka też musiała zapomnieć o dobrym i szlachetnym Władku. A utwierdził się w przekonaniu, by poświęcić się większej, czyli "Miłości prawdziwej", jak pisał Dante, gdy wspólnik w kopalni torfu roztrwonił wspólne pieniądze i Władysław niczym syn marnotrawny bał się wrócić do domu. Jego ukochana Mama w tym czasie zmarła, o czym dowiedział się w Myszyńcu od bratowej. Ta trauma przeważyła szalę...

Ojciec Jerzy także podjął decyzję o wstąpieniu do franciszkanów podczas pobytu w Rostkowie, tam postanowił pójść śladami Stryja. Nauczył się japońskiego, ale przełożeni zdecydowali, że lepiej niż w Japonii przysłuży się w Afryce, trafił do Kenii. Spotykał tam cudownych ludzi, z którymi między innymi... kopał studnie. Tak, jak współcześnie czynią, np. Fundacje Janiny Ochojskiej czy Szymona Hołowni. Przecież woda to podstawa życia, woda życia. Ojciec Jerzy Żebrowski spędził w Afryce 7 pięknych lat, jego przyjaciele nie mogli uwierzyć, że ich opuści. Tym najbardziej oddanym nie powiedział o decyzji przełożonych, którzy skierowali go do Kanady. Odjechał bez pożegnania... Zbyt wiele popłynęłoby łez.

O działaniach Brata Zeno powstały tomy, bratanek na jego temat napisał pracę magisterską, są też prace doktorskie, filmy, zatem wybiorę tylko niektóre symptomatyczne fakty. Skończywszy jedynie trzy klasy, Brat Zeno oczywiście nie władał biegle żadnym językiem obcym, popełniał wiele gaf w japońskim, a mimo to potrafił porozumieć się z każdym człowiekiem. Mówiono, że jest "przyjacielem wszystkich". Najczęściej posługiwał się uśmiechem i językiem Miłości, co otwierało wiele drzwi i serc. Jako hardy Kurp miał problemy z zaakceptowaniem twardej reguły zakonnej, wielokrotnie zamierzał zrezygnować, ale przewodnik duchowy, o. Maksymilian Kolbe, radził mu, by zawsze robił odwrotnie, niżby chciał, czyli np. gdy nudziło go zbyt długie kazanie, miał słuchać jeszcze jednego! Widocznie to też metoda, choć ks. Jan Twardowski twierdził, że kazanie powinno być jak... minispódniczka. Zapewne rozumieliby się bez słów. Brat Zeno nie zawsze zgadzał się z poglądami swojego przewodnika duchowego, żeby pozostać w zgodzie z własnym sumieniem, przyjął wersję, że o. Kolbe "po doktoratach w Rzymie musi wiedzieć lepiej"... Raz Brat Zenon popełnił wielkie faux-pas, mianowicie spakował buty o. Kolbego w jakieś kartki papieru, jak się potem okazało - była to praca doktorska przyszłego błogosławionego...

Ten, nieco rozsierdzony, zalecił innym braciszkom, by nigdy nie pozwolili Bratu Zenonowi niczego pakować! Gotował też tak, że bracia się skarżyli na jakość posiłków, bo niczego nie marnował. Czyżby przeczuł i no waste? Wiadomo na pewno, że przed jego przyjazdem do Japonii nikt tam nie wiedział, co to jest wolontariat, nawet nie było takiego słowa po japońsku. Joanna Bator w "Japońskim wachlarzu" podaje przyczyny, dlaczego chrześcijańskim mnichom nie powiodły się działania ewangelizacyjne w Kraju Kwitnącej Wiśni - u niej to brak higieny u przesadnie dbających o czystość ciała i ducha Japończyków. Brat Zeno jednak osiągnął tam sukces, miał swoje metody... Po wizycie Joanny Bator w MBP w Ostrołęce napisałam jej o nim. Była zaskoczona, bo jednak w Polsce jest nadal mało znany. Tu przytoczę, tytułem dowcipu, reakcję osób sprawnych inaczej z Warsztatów Terapii Zajęciowej "Motylki". Gdy poszłam do nich z prezentacją o Bracie Zeno, stwierdzili, że go "świetnie znają, bo ładnie śpiewa". Szybko sprostowaliśmy, że to przypadkowa zbieżność imion: Zenon Martyniuk i Zenon Żebrowski...

Na spotkanie w TPO Rodzina z Mazur przybyła z drewnianą rzeźbą ze Spychowa, niemal identyczną jak prototyp odlewu pomnika, który stoi w Czarni przed kościołem. Od dawna próbujemy ustalić, kto jest jej twórcą. Według bratanicy, p. Marii Młynarskiej, rzeźbę wykonał Ukrainiec i przekazał księdzu w Spychowie. Ten za pięknie przygotowane "Jasełka" podarował ją mieszkance Spychowa. I tak - tę wypożyczoną rzeźbę też gościliśmy w TPO, czyli Brata Zeno i dwoje jego podopiecznych - Kurpianeczkę i Japończyka. Czy ten sam twórca zrobił duplikat dla ks. Wacława Nowackiego, twórcy Muzeum Brata Zeno? Wydaje się to całkiem możliwe, bo tylko ustawienie dzieci jest tu zmienione. Wiemy na pewno, że "fartuszek poprawił" Józef Bacławski. W której pracowni ludwisarskiej odlano rzeźbę? - na razie też nie wiadomo... Może jak twórcy ikon - ci "bogorobowie" od świątków postanowili pozostać bezimienni.

Przepiękna jest historia pomnika Brata Zeno w Japonii, bo wykonali go wspólnie - Polak i Japończyk - Adolf Ryszka i Hajime Togashi, na dodatek zbudowano ten dar wdzięczności ze zbiórki społecznej, zainicjowanej przez pana Shizuki Edami. Na spotkaniu w TPO bratanica opowiedziała, jak zrodził się pomysł tej nietypowej rzeźby. Projektant przyjrzał się żarnom i tak go ten okrągły kształt jako symbol związany ze zbożem i mąką, czyli c(C)hlebem, urzekł, że jest centralną częścią monumentu pod górą Fudżi w miejscowości Gotemba (pref. Shizuoka). W miejscu otwartym, jakby wewnątrz koła młyńskiego, które stanowi ramę, znajduje się wizerunek Brata Zeno. No i ten jego MŁYN rozdziela mąkę na dwie strony świata wielkimi skrzydłami, a może falami, choć mogą to być i wielkie kromki chleba, bo pomnik jest bardzo symboliczny - po każdej stronie cztery, tyle też węzłów miał Brat Zeno na przepasującym habit sznurze, choć ślubów jest trzy... Czyżby przeczuwał to, co wymyślił Beckett, o czym obszernie pisał Antoni Libera, analizując na nowo twórczość tego noblisty z o. Januszem Pydą? Któż to zgadnie... Pośrodku monumentu znajduje się przerwa, którą zapewne płynie wartkim strumieniem woda deszczowa. I tak oto żarno z Surowego miele mąkę na chleby na całym świecie, także na podpłomyki i placki ryżowe... Napisy na pomniku wzniesionym w 1979 r. głoszą: "Bezgraniczną Miłość" i to, że "Wszyscy ludzie są tacy sami". Brat Zeno czeka na beatyfikację, ale tysiące osób podąża jego śladami nawet bez tego. Uczynił tyle dobra, bo uznał Miłość za priorytet. Na pytanie, ile zarabia, odpowiadał, że nie wie, bo zapłatę będzie miał TAM. Ten dawny elegant później dbał już bardziej o innych niż o siebie. Ambasador Japonii przywiózł do Czarni jego ręcznik, który był tak zużyty, że przypominał rzeszoto...

Japończycy docenili wysiłki Brata Zeno na rzecz miłości i dobra. Otrzymał bezpłatny bilet na wszystkie środki transportu po Japonii, a nawet darmowe pobyty w hotelach, podróżował więc do woli, zakładając sierocińce i "Miasta Mrówek". Pokłonił mu się sam cesarz Hirohito... Dane było Bratu Zeno spotkać czterech papieży. Zostawił ślady swoich działań prawie na każdym kontynencie (nie wiemy tylko o Australii). Od o. Jerzego Żebrowskiego oraz z publikacji wydanej z okazji 125-lecia jego parafii dowiedzieliśmy się wielu ciekawostek. Założycielem Parafii Matki Bożej Częstochowskiej w Bostonie był ks. Jan Chmieliński (1893-1934) pochodzący z miejscowości Nasiak w pow. przasnyskim. Na płótnie ołtarzowym widnieje dziewięć aniołów z tarczami herbowymi ziem polskich ze ślubowania Jana Kazimierza, ale też dziesiąty - z tarczą stanu Massachussets. Jak przystało na parafię, którą zawiaduje franciszkanin, dzieci pierwszokomunijne posadziły przed kościołem świerk, a o. Jerzy Żebrowski zapoczątkował błogosławieństwo zwierząt w Dniu św. Franciszka, Patrona Ekologów. Ważna deklaracja o. J. Żebrowskiego to: "Chciałbym łączyć ludzi, bo w jedności tkwi siła." To widać w działaniach jego i parafian, gdzie istnieje chór szkolno-parafialny "Promyki" im. Jana Pawła II, Zespół Taneczny "Krakowiak", Szkoła Języka Polskiego, a rodacy czują się w "Polskim Trójkącie" w Bostonie jak w domu. W Kościele pw. Matki Bożej Częstochowskiej w Bostonie znajduje się osiem relikwiarzy, w tym relikwie męczenników z Peru, oo. Zbigniewa Strzałkowskiego i Michała Tomaszka. Obaj zginęli z rąk terrorystów ze Świetlistego Szlaku, zabici bestialsko strzałem w tył głowy.

To wyjątkowo okrutna śmierć... Brat Zeno wybrał inny rodzaj ewangelizacji - drogę cierpliwej miłości, dobra, nieustającego uśmiechu i pomocy potrzebującym. Możliwe, że do terrorystów ze Świetlistego Szlaku to nie dotarłoby, ale warto próbować. W Peru zbyt mocne były zapewne dawne zaszłości z czasów Konkwisty... Nie wiadomo, co aż tak rozbestwiło terrorystów. Dla upamiętnienia poświęcenia oo. Zbigniewa i Michała w służbie Bogu odlano w kilku miejscowościach dzwony, m.in. w Pariacoto w Peru i w Blieskastel w Niemczech, gdzie stary dzwon z XIV w. otrzymał w 2019 r. imię błogosławionych. Siedem uderzeń w ten dzwon symbolizuje kontynenty i bije on dla pokoju na całym świecie. Nasze spotkanie w TPO też zakończyliśmy siedmioma uderzeniami malutkiego dzwoneczka... Czy to ma jakieś znaczenie, gdy w XXI wieku nadal toczą się wojny, w tym w Ziemi Świętej? Nie wiadomo, ale ufam, że maleńkie - tak. Świat jest bowiem taki, jacy my jesteśmy. Róbmy zatem swoje, oby dobre, mądre i piękne.

 

Brat Zeno (Zenon Żebrowski) "urodził się pod koniec dziewiętnastego wieku, w zaborze rosyjskim, gdy Polski nie było jeszcze na mapie świata, jako czwarte z pięciorga dzieci Józefa i Anny Żebrowskich. Był odważnym, wszechstronnie uzdolnionym, trochę krnąbrnym, ale przyzwoitym człowiekiem. Gnany nieokreśloną tęsknotą, długo poszukiwał swojej drogi życiowej. Został franciszkaninem i jako Brat Zeno rozsławił imię Polski w Japonii, w swojej drugiej ojczyźnie. Japońska ziemia zgodnie z życzeniem Brata Zenona stała się miejscem jego wiecznego odpoczynku". (źródło: https://www.brotherzeno.com/pl/ )

Jerzy Żebrowski - syn Stanisława (brat Władysława, Brata Zeno) i Marianny Żebrowskich, marzył o zostaniu pilotem lub marynarzem, ukończył Technikum Budowy Maszyn w Szczytnie, wstąpił do Zakonu Ojców Franciszkanów w Warszawie. Po studiach trafił do Kenii, potem do Kanady, w 2015 r. objął probostwo w Parafii Matki Bożej Częstochowskiej w Bostonie.

(źródło: "Jubileusz 125-lecia Parafii Matki Bożej Częstochowskiej (1893-2018)", opracowanie Joanna Szybiak, tł. Joanna i Jesse Curry (album okolicznościowy wydany przez Polonię wspólnie z proboszczem, o. Jerzym Żebrowskim), Boston 2018)

 

O autorze:

Barbara Zakrzewska - pisarka, entuzjastka liberatury i eksperymentów literackich, publicystka, zamieszczała eseje i recenzje w "Przydrożach", "Zeszytach TPO - Ostrołęka pełna wspomnień", "Tygodniku Zamojskim".

Zobacz zdjęcia:
O Bracie Zeno

Więcej zdjęć: O Bracie Zeno

Wyświetleń: 4432 komentarze: -
10:07, 12.08.2024r. Drukuj