niedziela, 20 lipca 2025 r., imieniny Czesława, Hieronima, Eliasza

Reklama   |   Kontakt

Aktualności

Skąd w ludziach aż taka pazerność i żądza bogactw, że zabija przyzwoitość? (felieton)

Któż jeszcze dzisiaj pamięta, że o człowieczeństwie świadczył wybór - "być czy mieć?" Nie umiem zrozumieć, po co ludziom po kilkadziesiąt posesji, po co hierarchom ekskluzywne samochody i pałace, choć papież Franciszek wzywał do umiaru... A przykład przecież idzie z góry.

Skoro nawet przebogaty prezydent Trump tuż po wyborze ogłosił swoje zaangażowanie w... kryptowaluty, a pierwsza dama USA natychmiast troskliwie zajęła się bitcoinami, to dlaczego mamy się dziwić, że i przeciętny Kowalski zapragnął więcej.

Gdy opracowywałam w Wikipedii biogram starosty ostrołęckiego Franciszka Kulikowskiego, którego w przedwojennej prasie nazywano "ojcem i opiekunem", ku mojemu zaskoczeniu odkryłam, jak prężną działalność prowadzili na naszym terenie członkowie Ligi Morskiej i Kolonialnej. Zapędy tamtych panów sprowadzały się do tego, by zdobyć nowe ziemie i eksploatować je na wzór działań krajów Zachodu, łącznie z posiadaniem niewolników! Na szczęście te zakusy skończyły się niepowodzeniem, bo np. w Kamerunie "nasze" tereny zajęli w 1884 r. Niemcy, ale wyprawy zdobywców z Polski odbywały się i przywożono z nich mnóstwo artefaktów, które trafiły, m. in. do obecnego Muzeum Etnograficznego w Warszawie. Postanowiłam je zwiedzić, głównym pretekstem była wystawa "Wybielanie", zatytułowana tak z powodu naszego zadowolenia obecnie, że... nie mieliśmy kolonii.

Oczywiście całe odium za potworne kolonijne praktyki, w tym za handel niewolnikami i czerpanie niemal nieograniczonych zysków z rabunkowego wywożenia surowców z Afryki, obciąża kraje Zachodu, ale i u nas myślenie o ciemnoskórych jako gorszej rasie było zakodowane. Z bólem odczytałam na wystawie, że tę "pierwszą polską ekspedycję do Afryki" Stefana Szolca-Rogozińskiego do Gwinei, Liberii i Kamerunu, współfinansował Henryk Sienkiewicz. Nie bez przyczyny przetoczyła się niedawno dyskusja, czy należy wycofać z lektur "W pustyni i w puszczy". Znaczy to, że świadomi, szlachetni ludzie zaczynają myśleć po nowoczesnemu - z szacunkiem do każdego człowieka. Traktowanie kogokolwiek jak niewolnika wydaje się nieludzkie. Podobnie jest z zagrabianiem cudzej własności, w tym obiektów kultu religijnego czy zawartości grobowców. Mamy pretensje do hien cmentarnych, a nie zniesmacza nas, że mumie (!) możemy oglądać w muzeach. Nie pomogły żadne klątwy Tutanchamona. Przez wiele wieków grabieże były tolerowane, a nawet pożądane jako źródło zysków, dlatego utrwaliło się to w kolejnych pokoleniach i być może jest głównym powodem nieprzyzwoitości, zatracenia najważniejszych wartości jak prawda, dobro i piękno na rzecz wszechobecnej komercji. O miłości bliźniego dawno większość ludzi raczej zapomniała.

TVP Kultura niedawno powtórzyła genialny film "Misja". Co czynili Hiszpanie i Portugalczycy w Ameryce Łacińskiej, co w ogóle uczyniono po wyprawie Kolumba, budzi odrazę i sprzeciw. Gdyby nie cudowna muzyka Ennio Morricone, nie dałoby się tych okrucieństw oglądać. A Indianie musieli to przecież poznać z autopsji, tylko nieliczni zachowali życie. Nie bez powodu w memach pojawia się Donald Trump, który sam siebie powinien deportować, skoro wysiedla imigrantów. Czyżby Ameryki miały wrócić do Indian, a Australia do Aborygenów? Raczej to byłoby trudne, jest zatem inna możliwość - cały świat nie uniknie wymieszania się ras. To już od dawna trwa i wydaje się nieodwracalne, nie do powstrzymania. TVP Kultura obchodzi 20-lecie, zatem cyklicznie odbywają się tam bardzo ciekawe rozmowy z osobami o niestereotypowym spojrzeniu na rzeczywistość. Niedawno wypowiadała się Anda Rottenberg, a jej opinia o sztuce współczesnej poraziła mnie, ale nie zaskoczyła. Otóż wygodna Europa, na której dobrobyt pracowali niewolnicy, zapędziła się w ślepą uliczkę także w dziedzinie kultury. I nie jest to tylko efekt zmniejszającej się dzietności (nie ma z kogo wybierać geniuszy?), ale raczej wybijania się na kulturową niepodległość krajów dawniej będących koloniami.

Na biennale w Korei Europę reprezentowała tylko jedna artystka, na dodatek Romka. Całą przestrzeń wypełniły doskonałe dzieła twórców z Afryki, Azji, Ameryki Południowej, Australii. To symptomatyczne, jako że i Nagrody Nobla przypadają coraz częściej tamtym rejonom świata (Chiny, Afryka, Korea). Czy należy to także uznać za dziejową sprawiedliwość? Z uwagą obserwowałam triumfy ciemnoskórych sportowców. Gdy stawali na najwyższym podium, zwłaszcza lekkoatleci, widziałam w tym efekt okrutnej selekcji. Wielu z nich to potomkowie niewolników, a przeżyli tylko najsilniejsi. Poza tym afrykańskie dziecko, wychowujące się w skrajnej nędzy, bo Europejczycy, jak stwierdził Kapuściński w "Hebanie", wywieźli, co się dało, nie tworząc w Afryce infrastruktury, ma niezwykle silną motywację, by się z tamtego piekła wyrwać. Czasami wybitnie inteligentne jednostki posuwają się do niespotykanych podstępów, chodzi przecież o życie.

Nie będę pisała, za jaką cenę ani po ilu pushbackach docierają do Europy współcześni uchodźcy, uciekający od głodu, nędzy i wojny. Podam inny przykład, znany nam w Ostrołęce aż za dobrze. Otóż gościliśmy w MBP, a 21 września 2005 r. także w SP 4 Simona Mola - kameruńskiego poetę, dziennikarza, piłkarza i działacza na rzecz wolności. Jego wiersze zachwyciły nie tylko naszą młodzież. Człowiek ten otrzymał pomoc Kościoła, stał się znanym pisarzem i sportowcem, do Polski przybył z delegacją PEN-Clubu z Ghany, Verbinum, Wydawnictwo Księży Werbistów, wydało w 2002 r. jego dwujęzyczny tomik "Africa... My Africa" / "Moja Afryko!". W naszej szkole spotkanie z nim przeszło do historii jako jedno z bardziej udanych, bo oprócz przejmującej poezji wykorzystał tam tamy, co wprawiło uczniów w cudowny nastrój - poczuli elementy autentycznej afrykańskiej kultury. Byłoby przepięknie, gdyby się potem nie okazało, że tenże poeta opuścił swoją wioskę z tożsamością "podebraną" pewnemu sportowcowi, a w Polsce zaraził HIV co najmniej 16 kobiet! Tłumaczył, że według jego wierzeń, ułatwił im uwolnienie się z tego "łez padołu" i odsyłał do swojego bóstwa Efasa'Moto. Trzeba dodać, że na moje pytanie "Jak się ma w Kamerunie działalność misjonarzy?" uzyskałam odpowiedź: "Oni sobie, a my - sobie". Mimo bycia chrześcijaninem podczas przesłuchań Simon Mol wyjaśniał, że wierzy w boga wulkanu, Efasa'Moto, co wyrażał też w wierszach. Pierwotne wierzenia okazały się zatem silniejsze, może faktycznie działania misjonarzy nie trafiały do rdzennej ludności Afryki. Dlaczego? To wyjaśnia obszernie choćby noblista Gurnak w powieści "Paradise", gdzie kolonizatorzy są wyjątkowo okrutni i "żarłoczni jak szarańcza", a zaczynają na nowym terenie od "budowy aresztu, kościoła i magazynów".

Gdy obejrzałam w dokumencie warunki życia rodziny Simona Mola, zaczęłam rozumieć, co uczynił, uciekając z niosącej śmierć i upodlenie Afryki. Nie da się jednak usprawiedliwić zarażania białych kobiet. Ten nieszczęśliwy mężczyzna zatracił w swoich miłosnych podbojach nie tylko przyzwoitość, ale i człowieczeństwo. O żadnym rewanżyzmie za kolonializm tu nie ma mowy, bo Polki za kolonie odpowiadać nie mogły nawet w trzecim pokoleniu, jako że zakusy Ligi Morskiej i Kolonialnej spełzły na niczym. Ale czy inne nacje europejskie poczuwają się do winy za kolonie? A za rozprzestrzenianie się AIDS z powodu kościelnego zakazu używania prezerwatyw? O przeludnieniu i umieraniu tysięcy afrykańskich dzieci z głodu też tutaj warto pomyśleć. Faktem było, że Simon Mol nie zgadzał się na seks z zabezpieczeniem, nie uściślał, czy to był wpływ kościelnych zakazów. Powszechnie wiadomo, że ten zakaz doprowadza do szerzenia się AIDS i śmierci tysięcy osób. Wyrok sądu zapadł adekwatny do winy - 10 lat więzienia, ten wrażliwy jednak poeta nie zniósłby tego, popełnił samobójstwo, odmawiając leczenia...

Co dobrego wynikło jednak z obecności w Polsce Simona Mola oprócz pozostawionych wierszy? Wielu ludziom także pomagał, choćby współpracując z Polską Akcją Humanitarną, został nominowany do nagrody Sergio Vieira de Mello Prize i uhonorowany w 2006 r. nagrodą międzynarodowego PEN-Clubu "Oxfam Novib/PEN Award for Freedom of Expression". Najważniejsze wydaje się, że po strasznym doświadczeniu zarażonych przez niego kobiet "Polska wprowadziła w 2008 r. obowiązkowe testy HIV dla wszystkich uchodźców". Oto fragment dedykacji w tomie wierszy Simona Mola: "to: (...) all Non-Africans who strive to restore Africa's dignity" (wszystkim Nie-Afrykanom, którzy usiłują przywrócić Afryce godność). Coraz częściej słyszymy i czytamy o upominaniu się właśnie o godność rdzennych mieszkańców Afryki, Australii, Indii, Ameryk. Wystarczy wspomnieć powieść "Paradise" noblisty, Abdulrazaka Gurnaha. Tamten Raj jest dla tubylców Piekłem, bo Europejczycy (w powieści głównie Niemcy i Anglicy) liczą wyłącznie na wielkie zyski. Główny bohater, nie mogąc znieść zniewolenia i wszelkich poniżeń, wybiera pewną śmierć w niemieckiej armii. Symptomatyczne jest, że szlachetny Hindus, Kalasinga, chce przetłumaczyć Koran, "by autochtoni wiedzieli, w jak okrutnego Boga wierzą". Taki Jego wizerunek stworzyli nie tylko kolonizatorzy, konkwistadorzy czy krzyżowcy. Znamy z historii tysiące przykładów, że nie o głoszenie "dobrej nowiny" chodziło, a o łupy i zawłaszczenie nowych ziem do eksploatacji!

Nie bez przyczyny św. JP II przepraszał za krucjaty, a Zofia Kossak napisała powieść "Bez oręża". Profesor Bartoszewski, który wspólnie z Zofią Kossak zakładali "Żegotę", bo trzeba było nieść pomoc prześladowanym Żydom, podpowiadał: "Jeśli nie wiesz, jak się zachować, to na wszelki wypadek zachowaj się przyzwoicie". Oczywiście przyzwoitość, wobec powszechnego przyzwolenia na grabieże, kradzież dzieł sztuki, korzystanie z profitów od zawłaszczonych artefaktów, wydaje się deficytowa, ale refleksja na ten temat zaczyna się budzić. Z przerażeniem słuchałam wypowiedzi przewodniczki po Muzeum Ikon w Supraślu, która nie widziała żadnego problemu, że ponad 80 proc. ich eksponatów pochodzi z... przemytu. Czyli nawet tam płacimy za bilet, by oglądać to, co "w świetle (mroku?) prawa" zagrabiono zdesperowanym być może osobom, które okradły cerkwie, by polepszyć swoją beznadziejną sytuację życiową. Dopóki to nie zostanie zmienione, według zasad przyzwoitości, zwykły Kowalski będzie miał argument, że są gorsi "złodzieje" (czytaj: "czyniący zło").

Z Muzeum Etnograficznego w Warszawie zniknęły na razie pojedyncze artefakty o nieprzejrzystym pochodzeniu, ale to już pierwsza jaskółka. Niestety, wiele tamtejszych eksponatów pochodzi także z wyprawy współfinansowanej przez Sienkiewicza. Dziwi najbardziej, że Polacy, którzy doświadczyli prześladowań przez zaborców, nie widzieli nic złego w próbie założenia własnych kolonii, czyli zniewoleniu innych ludzi. To zapewne miało związek z traktowaniem jak niewolników chłopów, co w porażający sposób zobaczyliśmy w filmie "Kos". Nie przekonuje mnie, że wystawa "Wybielanie" "to autorefleksyjne i autokrytyczne spojrzenie instytucji, Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie, na własną przeszłość". Dobrze, że się o tym zaczyna myśleć, mówić i pisać, ale jeszcze wiele wody upłynie, zanim zmieni się mentalność, zwłaszcza że wyborcze wykorzystywanie problemu migrantów zaostrza niechęć do osób o innym kolorze skóry, innej religii czy innym światopoglądzie. Do tego nawiązali kuratorzy wystawy, a Witold Orski uczynił jednym ze znaczących zdjęć portret Adama, który był wielokrotnie pushbackowany z polsko-białoruskiej granicy. Ów porażający portret znajduje się w centrum kilkunastu krzyży, pochodzących z Etiopii, a znajdujących się w zbiorach Muzeum Etnograficznego. I cóż z takiej wiary, pomyśli zwiedzający, jeśli nie idą za nią czyny zgodne z miłością bliźniego, bo te krzyże wykorzystywano przeciwko ludziom. "Coście uczynili jednemu z maluczkich, mnieście uczynili" - może język tego przekazu jest niezrozumiały? Skoro jednak budzi się refleksja, że większość europejskich muzeów opustoszałaby, gdyby przyszło im zwrócić artefakty zrabowane w koloniach, nie da się wykluczyć, iż kiedyś zatriumfuje uczciwość, a szlachetność zacznie się odradzać. Już dzieje się tak, że narody odzyskujące tożsamość zaczynają się upominać nie tylko o godność, ale i o swoje arcydzieła, często związane z ich kultami religijnymi.

Czy będziemy za 10 lat oglądać w Europie tylko kopie? Któż to wie, choć oczywiście mumie będą stanowiły spore wyzwanie. "Przyzwoitość to postawa zgodna z obowiązującymi zasadami etycznymi i moralnymi; porządność, uczciwość, solidność" - trzeba to przypominać. Także słowa prof. Władysława Bartoszewskiego: "Warto być uczciwym, choć nie zawsze się to opłaca. Opłaca się być nieuczciwym, ale nie warto." Rok 2022 był Rokiem Władysława Bartoszewskiego - Rokiem Przyzwoitości. I co z tego wynikło? Niewiele, ale wystawa "Wybielanie" może rozpocząć ważny proces, o ile muzealnicy uczciwie zrealizują jej przesłanie. Wtedy zapewne i Kowalski zastanowiłby się, czy warto być przyzwoitym, czyli uczciwym.

 

O autorze

Barbara Zakrzewska - pisarka, entuzjastka liberatury i eksperymentów literackich, publicystka, zamieszczała eseje i recenzje w "Przydrożach", Zeszytach TPO "Ostrołęka pełna wspomnień", "Tygodniku Zamojskim".

Więcej felietonów w dziale Mało obiektywnie.

 

Zdjęcia wykonano w Muzeum Etnograficznym w Warszawie

Wyświetleń: 4424 komentarze: -
09:45, 21.06.2025r. Drukuj