Wakacje na RODos - czyli Rodzinnych Ogródkach Działkowych - to wakacje tuż za rogiem. Bez biletów lotniczych, bez kolejek do samolotu, za to z pomidorami z własnego krzaka, grillem pod jabłonią i śpiewem ptaków zamiast hotelowej klimatyzacji.
Dla jednych to sposób na relaks, dla innych - miejsce wymagające sporego nakładu pracy, ale dające swojskie warzywa i owoce. Sprawdziliśmy, jak wygląda życie na działkach. O co dbają działkowcy, co uprawiają i co daje im największą radość.
Działkowcy z Czeczotki przyjęli nas gościnnie, oferowali warzywa, częstowali owocami prosto z krzaczka, udostępniali wodę, bo tego dnia żar lał się z nieba. Miła, rodzinna atmosfera udzieliła nam się natychmiast.
Podczas wędrowania między alejkami, podziwialiśmy klimatycznie urządzone działki. Każda licząca 3 ary. Jedne nastawione na uprawę warzyw, inne pełne kolorowych kwiatów, jeszcze inne nakierunkowane na rekreację: z basenami, trampolinami, huśtawkami. Zdarzały się też nieużytkowane i zaniedbane, ale te były w mniejszości. Widać było, że dla działkowców ten zielony skrawek to oczko w głowie. W pewnym momencie naszą uwagę przykuł dźwięk piły. Zastaliśmy pana Michała Martynowicza podczas strzyżenia krzaków i drzew.
- Ileż można leżeć i rozpalać grilla. Lepiej odpocząć podczas pracy - mówi ze śmiechem pan Michał i zaprasza nas do siebie. Chętnie opowiada o swojej małej zielonej oazie w centrum miasta.
- Jedną działkę mam ja, drugą - tu po sąsiedzku - ma moja córka, której to działkę przepisała teściowa. Jej działeczka jest typowo warzywna i wymaga mnóstwa pracy. Ale są warzywa, owoce, zioła. Jest tego sporo, ale codziennie trzeba podlewać i pielęgnować. Moja działka ma dodatkowo część rekreacyjną. Pod pergolą można odpocząć. Chociaż niestety rośliny zmarzły wiosną i już nie są takie bujne jak rok temu. Mam też wydzieloną część na warzywa, są i kwiaty. Jestem na wcześniejszej emeryturze, więc mam czas, aby i popracować tutaj, ale i też nabrać energii, odpocząć. To lepsze niż siedzenie w mieszkaniu - mówi pan Michał.
Na sąsiedniej działce poznajemy panią Urszulę Gawek. Oprowadza nas po swojej działce. Stoi tu niebieski domek ogrodzony żółtym płotkiem, za którym jest zacieniony taras. Stoją tu dwa fotele i stolik - idealne miejsce na kawę lub owocowy koktajl. Jest huśtawka, wypielęgnowany trawnik i warzywa. Czego chcieć więcej?
- Nie potrafię siedzieć w mieszkaniu, lubię coś robić, więc póki mogę, póki zdrowie pozwoli to będę przyjeżdżać. Mam tu ogórki, pomidory, por, seler. Mam szczaw, bo wnuczka bardzo lubi zupę szczawiową. No i kwiaty, które uwielbiam. Ścinam do wazonu, wręczam synowej, która kocha kwiaty, córce też, ale córka woli w doniczkach - mówi nam Urszula Gawek.
Okazuje się, że działkowcem jest od 30 lat.
- Podobało mi się jak odwiedzaliśmy tu moją kuzynkę. I ona któregoś roku mówi, że jest do kupienia działka tuż obok. Mąż się zgodził, widział, że bardzo chciałam mieć swoją. I tak zostało. Mąż miał tu nawet kiedyś gołębnik. Obecnie sama od 10 lat dbam o działkę, mąż zmarł. Czasem jest ciężko, bo zdrowie ostatnio nie dopisuje, przyjechałam dzisiaj tylko podlać - mówi pani Urszula.
Idąc dalej, do naszych uszu dociera wesoły śmiech dzieci i chlupot wody. Przystajemy przy działce pani Anny Dawid, która spędza wakacyjny czas z dziećmi: dwójką synów. Działka robi wrażenie: jest malowniczy domek, przed nim basen, dalej huśtawki, hamak, przycięta równo trawa niczym zielony i miły w dotyku dywan. Po drugiej stronie jest też szklarnia.
- Mąż ścina trawnik, uprawiamy też warzywa: cukinię, pomidory, ogórki. Ale działka to też miejsce rekreacji. Są wakacje, więc jak tylko pogoda dopisuje, staramy się spędzać tutaj czas. To świetna odskocznia od blokowiska - mówi nam pani Ania i zachęca do schłodzenia się w basenie. Z uśmiechem (i żalem) odmawiamy i idziemy dalej.
Spotykamy panią Annę Kosiorek, która podlewała warzywa. Zaciekawiło nas, że część warzyw znajduje się pod skrzynkami. Okazuje się, że to obrona przed... ptakami, a pani Ania to działkowiec od 40 lat!
- Mieszkam w bloku, więc kawałek działki to wspaniała rzecz. Brat mieszka na wsi, daje mi obornika, więc mam naturalny nawóz to i warzywa i owoce są ekologiczne. A różnica jest ogromna. Jak któregoś sezonu mi ogórki nie wyrosły, to kupiłam 10 kilogramów, żeby zrobić do słoików. Proszę sobie wyobrazić, że wszystkie wyrzuciłam. Po otwarciu śmierdziały. Wszystko przez nawóz. Nie nadawały się do zjedzenia. Teraz mam swoje i jestem bardzo zadowolona. Robię sos do spaghetti z cukinii i pomidorów. Z posadzonej kapusty robię sałatki do słoików. Mam fasolę, jeżyny, sałatę, trochę kwiatów. Oczywiście działka wymaga ogromu pracy, ale odwdzięcza się swoimi zdrowymi plonami - mówi pani Ania.
Na działkach czas płynie inaczej. Nie trzeba wyjeżdżać daleko, by złapać oddech, poczuć zapach pomidorów prosto z krzaka i wypić kawę w cieniu jabłoni. ROD to nie tylko ogród i praca z nim związana, ale też towarzyskie spotkania i radość z prostych rzeczy.
Dla jednych to sposób na życie, dla innych - na chwilę wytchnienia. Ale dla wszystkich to miejsce, które daje poczucie, że choćby na tych kilku arach świat może być dokładnie taki, jakiego nam potrzeba.
Zobacz zdjęcia:
Działki ROD "Czeczotka"Więcej zdjęć: Działki ROD "Czeczotka"
Beata Dzwonkowska
Wyświetleń: 8659 | komentarze: - | 14:28, 04.07.2025r. | ![]() |