środa, 8 maja 2024 r., imieniny Stanisława, Lizy, Dezyderii

Reklama   |   Kontakt

Aktualności

Czy prezydent Ostrołęki powinien przeprosić mieszkańców miasta partnerskiego w Niemczech?

Pytanie wydaje się dziwne. No bo za co ma przepraszać? Przecież ani on, ani mieszkańcy Ostrołęki nie robią nic, co mogłoby skłócać nasze małe społeczności.

Jesteśmy małymi społecznościami, ale ktoś nas reprezentuje w kontaktach szerszych. Dzięki tym kontaktom na wysokim szczeblu powstawały później kontakty lokalne. Dołączając do Unii Europejskiej, zaakceptowaliśmy, że wspólna Europa to inny obszar niż w latach 20. i 30. ubiegłego wieku. W wielu krajach zaszły nieodwracalne przemiany i żyją w nich obecnie ludzie o innych wartościach niż prawie sto lat temu.

Relacje pomiędzy narodami są zmienne na przestrzeni kolejnych wieków. Dawni zaciekli wrogowie stają się często partnerami i przyjaciółmi. O historii należy pamiętać, ale nie można przenosić starych relacji na nowe czasy. Bo te czasy są już inne. Niemcy znają swoją historię, a ich doświadczenia ostatecznie też były bolesne. Traumy były jednym z powodów przemian w ich społeczeństwie, które obecnie jest zupełnie inne niż prawie 100 lat temu.

Polska ekipa rządowa dobrze o tym wie, ale ma wyjątkowy sposób na utrzymywanie się u władzy. To sposób najbardziej prymitywny. To ciągłe wywoływanie sporów i przedstawianie Polski jako w zasadzie jedynego wartościowego państwa na kontynencie, a w zasadzie na świecie. Próbuje się nam wmówić, że jesteśmy narodem idealnym, pozbawionym wad i skaz. Inne narody przedstawia się jako pragnące nas wykorzystywać czy zniszczyć. W zasadzie nie ma kraju w Europie, z którym mielibyśmy dobre relacje. Nie ma co ukrywać, że taka antydyplomatyczna polityka jest stosowana nie dla celów poprawy polskiej pozycji w świecie tylko dla polityki wewnętrznej. Ma służyć utrzymaniu się u władzy konkretnej grupy ludzi. Oni już muszą być u władzy, bo jej oddania się boją.

Reklama

Boją się, ponieważ od 8 lat czynią rzeczy niegodne. Sposób zawłaszczania państwa jest niespotykany. Prywata została doprowadzona do perfekcji. Tych przykładów są setki, czy tysiące. Trzeba te ciemne interesy i bezeceństwa czymś "przykrywać". Pomysł jest prosty - trzeba stwarzać wrogów. Każdy, kto nie jest z nimi, jest ponoć przeciwko wspólnemu państwu, bo nie uznaje ich szczególnego zaangażowania. Jeżeli przyjrzymy się tym przywódcom partyjnym, to są ludzie pozbawieni w zasadzie cech pozytywnych. Aby to ukryć, trzeba pokazywać nachalnie, że wszyscy inni są gorsi, że nas wykorzystują.

Taka narracja nie jest dopuszczalna w relacjach wewnętrznych, ale przeniesiona na poziom międzynarodowy jest już zupełnym absurdem. Wstąpiliśmy po referendum do wspólnoty narodów Europy. Ta wspólnota była budowana z trudem. Ustalono reguły, które musiały być zaakceptowane zarówno przez pierwszych jej członków, jak i później dołączających, w tym przez Polskę. Musimy wiedzieć, że te "straszne Niemcy" były jednym z sześciu krajów, które utworzyły podwaliny tej struktury, były fundamentem tego domu. Wszystkie kraje są jakby równe we wspólnocie, ale ich siły praktyczne nie mogą być równe. Kraje liczniejsze i silniejsze ekonomicznie mają pewną przewagę. I to Niemcy są krajem najludniejszym i najsilniejszym ekonomicznie, ale to nie powoduje automatycznego władania całym tym organizmem.

Krajowa retoryka stosowana do celów wewnętrznych jest dobrze słyszana przez Europejczyków. To retoryka w zasadzie przeciwwspólnotowa. Dołączając do wspólnoty, straciliśmy pewien element niezależności, czyli suwerenności. Takiej niezależności pozbawiły się też Niemcy i instytucje unijne są niejako naszymi instytucjami. Zasiadają w nich również liczni Polacy, ale zwrot "biurokracja brukselska" mający przedstawiać struktury europejskie jako zdegenerowane jest przecież sprzeczny logicznie. Pośrednio przecież to także nasza biurokracja. Częste jest porównywanie przez funkcjonariuszy PiS Unii do Rosji (kraju autorytarnego i zbrodniczego). W kontekście naszej przynależności do tejże Unii jest to skrajna nielogiczność. Rządzący przyjmują, że większość Polaków da się ogłupić. Metoda jest prosta: przejęte media dzień w dzień wtłaczają Polakom interpretację rzeczywistości wygodną dla partii rządzącej. Czym jest tzw. problem reparacji? To tylko bodziec wyborczy. Niemcy w wyniku wojny straciły 1/3 swojego terytorium. Akurat w większości przypadł on Polsce. To, że sowieci "przesunęli" nas na zachód i nasze terytorium jest obecnie mniejsze niż przed II wojną światową to już nie wina Niemiec.

Reklama

Główny beneficjent przemian ustrojowych w Polsce Mateusz Morawiecki jest z wykształcenia historykiem, który część swojego wykształcenia uzyskał w Niemczech. Miał być "tłumaczem" lidera w Europie. Tymczasem jest tylko biernym wykonawcą poleceń osoby, która nie bywa za granicą i której kultura Europy jest obca.

Jako obywatele powinniśmy czuć się Europejczykami i odpowiadać również za swoich nieudanych przywódców. Europa interesuje się Polską. Niemcy też wiedzą, jak są atakowani. Wiedzą to też obywatele zaprzyjaźnionego Meppen. Nie możemy chować głowy w piasek. Oni też są obrażani.

Panie Prezydencie Ostrołęki, apeluję o stanowczą inicjatywę. Partnerów nie można obrażać. Musimy reagować na obłudną retorykę władz kraju.

 

O autorze

Stanisław Giżycki - od wielu lat związany z turystyką i ekologią. Założyciel stowarzyszenia "Ekomena", przewodnik górski, były pracownik państwowych służb ochrony środowiska, obecnie na emeryturze, koordynator ogólnopolskiej akcji Obywatelska Kontrola Wyborów.

 

Więcej felietonów w dziale Mało obiektywnie.

Wyświetleń: 4384 komentarze: -
18:08, 08.10.2023r. Drukuj