piątek, 26 kwietnia 2024 r., imieniny Marzeny, Klaudiusza, Marceliny

Reklama   |   Kontakt

Aktualności

Lewa flanka, "Przyczółek". Jedenasta część Wielkiej Letniej Ofensywy 1915

"Przyczółek" to kolejna część pasjonującej podróży Jacka Czaplickiego do wydarzeń z 1915 roku. Po udanej ofensywie gorlickiej również Grupa Armii von Gallwitza, zwana teraz 12 Armią, rozpoczęła ofensywę, by dotrzeć i przekroczyć rzekę Narew. Celem natarcia była linia Nowogeorgievsk [Modlin] - Różan.

Przełamanie frontu miało nastąpić pod Przasnyszem.

Reklama

Infanterie-Regiment Graf Dönhoff (7 Ostpreußisches) nr 44.

44 Regiment Piechoty Graf Dönhoff (7 Wschodniopruski).

Fragmenty: Historii którą napisali Generalmajor w stanie spoczynku Traugott Hoffmann oraz Oberstleutnant w stanie spoczynku Ernst Hahn.

Tłumaczenie i opracowanie: Jacek Czaplicki.

Ofensywa w kierunku Narwi. 9-22 lipca 1915 r.

Po udanej ofensywie gorlickiej również Grupa Armii von Gallwitza, zwana teraz 12 Armią, rozpoczęła ofensywę, by dotrzeć i przekroczyć rzekę Narew. Celem natarcia była linia Nowogeorgievsk [Modlin] - Różan, a przełamanie frontu miało nastąpić pod Przasnyszem. Na północnej flance armii wzdłuż rzeki Orzyc przemieszczał się I Korpus Armii, w skład której wchodziła Dywizja Falka i 37 Dywizja Piechoty. Tak zwaną Dywizję Falka tworzyły trzy regimenty piechoty złożone z wydzielonych oddziałów z 2 i 37 Dywizji Piechoty. Na czele I Korpusu Armii stał Generał von Eben.

Wieczorem w dniu 8 lipca 1915 r., Sztab Regimentu oraz III Batalion/44 zostały zluzowane przez oddziały Landszturmu. W ciemnościach nocy 9 lipca 1915 zluzowane jednostki dotarły do Olszewki, gdzie zebrał się połączony Regiment von Rode (składający się I i III Batalionu/151, Kompanii Karabinów Maszynowych ze 151 Regimentu Piechoty oraz III. Batalionu/44).

II Batalion/44 pozostał na starych pozycjach na przedpolu wsi Ramiona jako wsparcie dla jednostek Landszturmu.

W dniu 12 lipca zachorował Major von Rode, a dowództwo połączonego regimentu objął Major Suche z I Batalionu/151. W składzie Dywizji Falka, przemieszczając się prawą stroną rzeki Orzyc bez kontaktu z wrogiem, Regiment Suche dotarł w dniu 16 lipca do wsi Drążdżewo. W tym miejscu przekroczył ponownie rzekę Orzyc i w dniu 17 lipca przez Grabowo osiągnął wieś Niesułowo-Huta.

Tego dnia oddziały Generała von Gallwitza zajęły również silnie umocnione pozycje rosyjskie zlokalizowane w centrum przełamania frontu pod Przasnyszem.

W dniu 17 lipca popołudniu III Batalion/151 wyparł nieprzyjaciela z pozycji na linii Chełchy-Rafały. III Batalion/44 i I Batalion/151 nie weszły do walki, wieczorem stały w rezerwie dywizji pod wsią Pach. W dniu 18 lipca sytuacja nie uległa zmianie.

Wcześnie rano w dniu 19 lipca ustalono, że nieprzyjaciel wycofał swoje jednostki z zachodniego brzegu Narwi i obsadza dobrze umocnione pozycje na wschodnim brzegu, natychmiast zaczęto rozważać próbę sforsowania rzeki.

Regiment Suche ruszył przez Glinki w kierunku rzeki Narew, gdzie dotarł w południe. O godzinie 16.30 czołowe oddziały osiągnęły brzeg rzeki na odcinku Młynarze-Ogony-Modzele, główne jednostki pozostały w rejonie wsi Ochenki-Gierwaty. 20 i 21 lipca upłynęły na rekonesansie terenu. Czasami nasza artyleria otwierała ogień w kierunku rosyjskich okopów na wschodnim brzegu.

W dniu 16 lipca oddziały II Batalionu/44 opuściły stare pozycje regimentu i przemieszczając się w zgrupowaniu Schleinitza trasą przez Orzoł-Mostówek, w dniu 18 lipca osiągnęły bez walki wieś Żebry-Chudek. 19 lipca Batalion w składzie sąsiedniego, południowego zgrupowania Weike, dotarł do wsi Stepna-Stara. 22 lipca Batalion pomaszerował do obozu we wsi Żebry-Stawki. Tego dnia 44 Regiment Piechoty pod dowództwem Majora Schmida ponownie został scalony w składzie Sztabu Regimentu, II i III Batalionu/44 oraz Kompanii Karabinów Maszynowych [przypomnienie: I Batalion/44 w połowie maja 1915 r. został oddelegowany na front w Kurlandii]. Regiment podlega zgrupowaniu Obersta Weike stacjonującego we wsi Stepna-Stara.

Forsowanie Narwi i walki na przyczółku na wschodnim brzegu rzeki

24-31 lipca 1915 r.

Reklama

Ponieważ wykorzystanie jedynej przeprawy w rejonie działania I Korpusu Armii, czyli mostu w silnie ufortyfikowanej Ostrołęce było na tym etapie niemożliwe, 2 Dywizja Piechoty otrzymała rozkaz sforsowania rzeki Narew pod Kamianką, w połowie linii frontu między Ostrołęką a Różanem.

W dniu 23 lipca ustalono szczegóły ataku.

Główny atak, który miał doprowadzić do uchwycenia przyczółku na wschodnim brzegu, miał być przeprowadzony przez 44 Regiment Piechoty i 4 Regiment Grenadierów. Atak miał wyjść z rejonu na wschód i północny wschód od wsi Maćki [Dobrołęka-Maćki]. W pierwszej linii ataku po prawej miały ruszyć II Batalion/44, za nim III Batalion/44, po lewej I Batalion/4, a za nim Fizylierzy/4.

W drugiej linii, za 44 Regimentem Piechoty rozstawiono składający się z trzech kompanii batalion z 33 Regimentu Fizylierów, a za dwoma batalionami 4 Regimentu Grenadierów ustawiono jako rezerwę II Batalion/4. Grenadierów. Tych sześć batalionów z pierwszej i drugiej linii tworzyło zgrupowanie Weike. Zgrupowanie Borchert miało osłaniać przeprawę na obu flankach. Część oddziałów 33 Regimentu Fizylierów miało przeprowadzić drugi atak odciągający uwagę wroga.

Rejon rozlokowania II Batalionu/44 znajdował się na wschód od wsi Maćki, w pobliżu rzeki, tzn. między wsią a ramieniem starorzecza.

Rozpoznanie przeprowadzone przez dowódcę batalionu Hauptmanna Kobusa wykazało, że od wsi Maćki do rzeki ciągnie się odkryty równinny teren o szerokości około 1 km. Tak więc podejście w linii prostej do rzeki było niewykonalne, również z tego powodu, że wspomniane ramię starorzecza rozciągające się od zachodniego brzegu rzeki należało obejść od strony północnej. Po rekonesansie II Batalion /44 obsadził wydmę o długości zaledwie 250 m i szerokości 75 m, która znajdowała się między rzeką a ramieniem starorzecza. Batalion miał prawie pełny skład bojowy, czyli na wydmie znalazło się około 1000 ludzi. W razie niepowodzenia ataku powrót stamtąd wydawał się niemożliwy. Taka masa żołnierzy zostałaby zmasakrowana ogniem artylerii nieprzyjaciela.

Pozycja wyjściowa nie była więc najlepsza. Pionierzy, którzy wyruszyli razem ze zwiadem, wyznaczyli na przeciwległym, zajętym przez wroga, wschodnim brzegu rzeki punkt najbardziej dogodny do ataku. Rzeka w tym miejscu miała szerokość około 80 metrów, a jej maksymalna głębokość miała wynosić 1,20 metra. Wskazanie głębokości było prawidłowe dla zachodniego brzegu Narwi, ale nie dla wschodniego, który znajdował od strony nieprzyjaciela. Rzeka miała tam często głębokość do 1,70 m i szybki nurt.

Regiment w dniu 23 lipca obozował w połowie drogi między wsiami Żebry-Stawki i Dobrołęka, około 5-6 km na zachód od Narwi. W miejscu tym odbyła się uroczysta msza polowa. O tym popołudniu i nastrojach wśród żołnierzy tak pisał Offiziersstellvertreter Sackel, który w następnych dniach szczególnie wyróżniał się w walce:

"Po południu pojawił się kapelan polowy naszej dywizji, ojciec Nell, aby poprowadzić nabożeństwo. Swoje kazanie oparł na dwóch fragmentach z Biblii: "Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich". [J 15:13 Biblia Tysiąclecia] oraz: "Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia" [Ap 2:10]. Była to podnosząca na duchu godzina, w trakcie której przy dźwiękach orkiestry pułkowej odśpiewano kilka pieśni.

Uroczyście, na koniec, w dużym ciemnym lesie, z szorstkich gardeł żołnierzy rozbrzmiała Niederländische Dankgebet. Wszyscy podejrzewali, że niedługo wydarzy się coś wyjątkowego. Niejednemu było ciężko na sercu, bo nikt nie wiedział, jak długo jeszcze będzie mógł dzielić radości i smutki ze swoimi towarzyszami broni. Ale potem zatriumfowała stara żołnierska radość i dzień spędzono na wesołych rozmowach i zabawach.

Reklama

Rozdano dodatkowe porcje żywieniowe i amunicję, które włożyliśmy do kieszeni mundurów i worków na chleb, na szyjach zawiesiliśmy też kilka zapasowych pasów z nabojami".

O zmierzchu Hauptmann Kobus wysłał cztery patrole oficerskie, które miały dokładnie wytyczyć drogi podejścia, ustalić pozycje szturmowe oraz rozpoznać pozycje nieprzyjaciela.

O godzinie 22.00, dobrze zaopatrzony II Batalion/44 ruszył cicho przez Dobrołękę do wsi Maćki. Po nim ruszył III Batalion/44, 4. Regiment Grenadierów i mieszany batalion z 33 Regimentu Fizylierów.

Zatrzymano się we wsi Maćki, złożono tornistry i założono ekwipunek szturmowy. Niestety, żołnierze z kompanii na ogół powstrzymywali się przed zabraniem żelaznych racji żywnościowych; prawdopodobnie dlatego, że już w ciągu dnia, czyli 24 lipca spodziewano się odsieczy, gdyż batalion miał tylko przeprowadzić atak i uchwycić przyczółek na drugim brzegu, a inne oddziały miały go poszerzyć i obronić. Pozostawienie żelaznych racji zemściło się w następnych dniach.

Tuż po północy II Batalion/44 bezszelestnie wysunął się na pozycję szturmową, około 50 metrów od Narwi, wzdłuż białej taśmy wytyczonej przez patrole.

Reklama

III Batalion/44 okopał się na wschodnim skraju wsi Maćki (szkic 1 przeprawy przez Narew).

Około godziny 1.00 w nocy poczyniono wszelkie przygotowania do ataku, który miał być zaskoczeniem dla wroga. Trzy kompanie pierwszej linii wykopały okop o głębokości około 75 cm, w gruncie porośniętym krzakami wierzby.

Rozciągnięto linie telefoniczne na tyły.

Zgodnie z rozkazami, atak miał się rozpocząć o godz. 2.00 w nocy, a w godzinach 1.00-2.00 miało nastąpić krótkie przygotowanie artyleryjskie.

Jednak gdy wybiła godzina druga, a nie padł jeszcze żaden strzał. Na zapytanie dowódcy batalionu przyszła odpowiedź, że plan został zmieniony. O godzinie 2.30 miało nastąpić znacznie silniejsze przygotowanie artyleryjskie, a atak piechoty miał nastąpić dopiero na wyraźny rozkaz.

Ta zmiana rozkazów z dowództwa wcale nie była po myśli 44-tej, która płonęła żądzą walki i obawiała się, że Rosjanie, zaalarmowani silnym ogniem artyleryjskim, podejmą środki zaradcze.

Obawy te były słuszne. Wiele z tego, co wydarzyło się później, można było uniknąć.

Gdy artyleria rozpoczęła ostrzał, część pocisków spadła niestety w środek pozycji II Batalionu/44, a wiele innych początkowo trafiało w nurt rzeki. Pociski ciężkiej artylerii utworzyły w korycie w Narwi głębokie leje, w których później utonęli niektórzy z przeprawiających się. Co więcej, wróg został uprzedzony i ściągał posiłki, przez co pierwsze forsowanie rzeki utraciło sporą część planowanego zaskoczenia. Inne bataliony, a zwłaszcza III Batalion/44, poniosły ciężkie straty, ponieważ zaalarmowany nieprzyjaciel rozpoczął ostrzał artyleryjski, gdy zaczęły one przekraczać niczym nie osłonięty teren między rzeką a wsią Maćki.

W środku tego pojedynku artyleryjskiego znalazł się II Batalion/44. Nerwy jego żołnierzy obsadzających niebezpieczną pozycję zostały wystawione na wielką próbę. Rosły straty, które zadawał ostrzał rosyjskiej piechoty ze wschodniego brzegu.

Hauptmann Kobus pisze o godzinach przed atakiem:

Reklama

"O godzinie 2.00 [w nocy], zgodnie z rozkazami, miała z zaskoczenia zaatakować piechota. Niestety, nadeszły rozkazy zmieniające poprzednie rozkazy, prawdopodobnie po naciskach rozstawionego po naszej lewej stronie I Batalionu/4, który wbrew wszelkim ustaleniom chciał przed atakiem przygotowania artyleryjskiego.

Tak więc do godziny 4.45 rano znajdowaliśmy się w prawie rozpaczliwej sytuacji. Trzeba pamiętać, że na małej przestrzeni stłoczono cztery kompanie, które po ostatnich uzupełnieniach miały prawie pełny skład. O godzinie 2.30 rozpoczął się ostrzał naszej artylerii, która nie wysłała dostatecznej liczby obserwatorów, ponieważ nie była przygotowana do tej akcji. Ze mną na stanowisku był tylko jeden obserwator artyleryjski, który miał do obsługi kilka baterii. Niestety, pierwsze strzały trafiły również w pozycje batalionu, a później w koryto rzeki, powstały głębokie leje, w których nasi licznie tonęli podczas przeprawy. Gdyby rosyjskim lotnikom udało się wtedy zauważyć nasze zgromadzone wojska - a o 3.00 było już prawie jasno - i wróg skierowałby na nas ogień artyleryjski, to byliśmy zgubieni. … Później, naszej artylerii udało się skupić ostrzał na dobrze widocznych pozycjach rosyjskich. Z zachodniego brzegu dało się zaobserwować, jak spadają gałęzie i walą się całe drzewa, jak w górę lecą brunatne ruskie płaszcze, a od czasu do czasu w Narwi rozpryskuje się słup wody o wysokości do 40 m od zbyt krótkiego strzału".

Żołnierze z II Batalionu/44 wyznaczonego do ataku leżeli wyczekująco z zegarkami w ręku. Przeprawę wyznaczono na godzinę 4.45 rano.

W końcu nadszedł ten moment. Na gwizdek Hauptmanna Kobusa, 8 Kompania/44 na prawym skrzydle, wyznaczona do osłony atakujących, otworzyła wściekły ogień, a 5 i 6. Kompania/44 poderwały się z okopów, rzuciły się w kierunku rzeki, przekroczyły brzeg i wskoczyły do wody. Przed szeregami żołnierzy podążali dzielni dowódcy kompanii oraz podoficerowie, Offiziersstellvertreter Romanowski i Sackel oraz Feldwebelleutnant Neumann. W tym samym momencie nasza artyleria przeniosła swój ogień dalej na wschód.

W rejonie podejścia 5 Kompanii/44 znajdowała niewielka wydma o długości około 25 m i szerokości 7-8 m. 1 Pluton 5 Kompanii/44 przeszedł nad nią, po czym wszedł na głębszą wodę i żołnierze płynąc dotarli do wschodniego brzegu, gdzie na stromym brzegu o wysokości około 10 m znajdowały się pozycje rosyjskie.

Reklama

Jako pierwszy na stromy brzeg wspiął się Dönhoffer [nazwa żołnierzy od patrona regimentu] z 5 Kompanii/44 dowodzonej przez Offiziersstellvertreter Sackela. Gdy Sackel odważnie skoczył na dach przekrywający wrogi okop, stwierdził że pozycja jest opuszczona.

Okopy wyglądały na opustoszałe, rosyjska broń i amunicja, sprzęt oraz ubraniami leżały w nich w nieładzie.

Do pozycji rosyjskich na południe od 5 Kompanii/44 dotarł także czołowy pluton 6 Kompanii/44 dowodzonej przez Feldwebelleutnanta Neumanna. Tamtejsza obsada okopów w bezwładnej masie wycofała się na około 700 metrów od brzegu rzeki.

O godzinie 4.50 rano Hauptmann Kobus przez telefon poinformował dowódcę regimentu, że przeprawa czołowych oddziałów udała się, a rosyjskie pozycje na brzegu rzeki są zajęte przez naszych. 

Kolejne kompanie II Batalionu/44, które zaczęły się przeprawiać się w miejscu, w którym tego dokonała 5 Kompania/44, czyli przez wydmę znajdującą się na Narwi, miały już trudniejsze zadanie. Wydma ta stała się całkowicie bezużyteczna, gdyż znalazła się pod coraz silniejszym ostrzałem flankującego karabinu maszynowego z lewej strony, z miejsca gdzie pozycje rosyjskie zwrócone były w stronę I Batalionu/4, a któremu nie udało zdobyć tych pozycji. Przykro było patrzeć, jak w dalszym etapie przeprawy cała masa dzielnych żołnierzy 44-tej padła pod kulami wroga i zalegała na wydmie. Ich rozpaczliwe wołanie o pomoc i krzyki bólu rozlegały się jeszcze w nocy z 24 na 25 lipca, kiedy to w wyniku ulewnego deszczu, który zaczął padać, Narew wezbrała i zaczęła zalewać wydmę. Przez długi czas nie można było jednak do nich dotrzeć i sprowadzić pomocy, ponieważ wydma stale była pod ostrzałem karabinów maszynowych.

Żołnierze z 6 Kompanii/44 w swoim rejonie forsowania rzeki znaleźli stosunkowo korzystne miejsce do przeprawy, rodzaj brodu. W tym miejscu potem przeprawiały się prawie wszystkie kolejne oddziały II Batalionu/44 i cały III. Batalion/44. Przeprawa odbywała się pojedynczo lub dwójkami, najwyżej trójkami, jeden obok drugiego, brodzili i płynęli, wspierając się nawzajem, przy czym pływający ciągnął towarzysza, który nie potrafił pływać, w kierunku wschodniego brzegu, gdzie wyciągano ich na brzeg.

Nie było innej możliwości, gdyż rosyjska artyleria i karabiny maszynowe prowadziły zaciekły ostrzał. Po tym jak pierwsze plutony z 5 i 6 Kompanii/44 przeprawiły się na drugą stronę, licznie baterie rosyjskiej artylerii postawiły głośną, żelazną kurtynę między nimi a kolejnymi oddziałami czekającymi na zachodnim brzegu. Do tego ostrzału włączyła się również ciężka artyleria z twierdzy Ostrołęka.

Z 8 Kompanii/44, która przeprawiała się w miejscu gdzie Narew była wyjątkowo głęboka i rwąca, tylko niewielka część żołnierzy dopłynęła wpław do wschodniego brzegu, wdarła się do okopów obrońców i schwytała jeńców. Większa część kompanii jednak ruszyła za 6 Kompanią/44 korzystając z ich brodu. Jako ostatnia przeprawiła się 7 Kompania/44 pod dowództwem Leutnanta Petereita i Leutnant Ernsta Beckera. Kompania ta dostrzegła i uniknęła niebezpieczeństwa grożącego na wydmie.

Raz po raz krzyczeli do swoich ludzi: "Trzymajcie się prawej strony", unikając w ten sposób największych strat. Sam Leutnant Becker został ciężko ranny. Sztab batalionu przeprawiał się za 5 i 6 Kompanią/44.

Przeprawiający się w drugim rzucie III Batalion/44 największe straty poniósł w czasie przemieszczania się przez odsłonięty teren między wsią Maćki a rzeką Narew. Na wydmie trafiony kulą upadł dowódca tego batalionu, Major w stanie spoczynku Hoffmann. Kilku odważnych żołnierzy z jego otoczenia zdołało go jednak wyciągnąć na brzeg po stronie nieprzyjaciela, gdzie w nocy zmarł z powodu odniesionej ciężkiej rany. 

Na zachodnim brzegu Offiziersstellvertreter Scheidgen z 10 Kompanii/44, został ciężko ranny od strzału w kolano w chwili, gdy miał przepłynąć po raz drugi po amunicję dla II Batalionu/44. Była to jego trzecia rana w ciągu 8 miesięcy.

Również w rzece śmierć nadal zbierała obfite żniwo. Niektórych dosięgnął śmiercionośny ołów, a wielu zostało zmiecionych przez silny nurt rzeki tuż przed dotarciem do wschodniego brzegu. Ranni i słabi tonęli, wielu utonęło we wspomnianych wcześniej lejach po wybuchach. Ci, którzy dotarli na wschodni brzeg, byli wyciągani na wysoką skarpę przez swoich towarzyszy przy pomocy kijów i gałęzi. Do tego celu wkrótce zatrudniono jeńców rosyjskich.

W ciągu poranka udało się przeprawić II Batalion/44, a wczesnym popołudniem III Batalion/44. Razem z nimi przeprawiły się plutony karabinów maszynowych dowodzone przez Offiziersstellvertretera Balschuna i Unteroffiziera Petera, który przejął dowodzenie plutonem po Leutnancie rezerwy Rattayu, rannym na zachodnim brzegu. 

Jak wyglądała sytuacja na wschodnim brzegu Narwi rankiem 24 lipca?

Natychmiast po przeprawie 5 i 6. Kompania/44 posunęły się dalej na wschód, gdzie dostały się pod ostrzał wszelkiego rodzaju broni ze wzgórza znajdującego się na zachód od Kamianki-Północnej. Tam oddziały okopały się. 8 Kompania/44 walczyła bardziej na południe w punkcie 92. 7 Kompania/44 została wysłana pomiędzy 5 i 6 Kompanię/44. W trakcie forsowania rzeki kompanie były mocno wymieszane i dlatego ich początkowe działanie na wschodnim brzegu było mało efektywne. Dowódcy kompanii i plutonów w pośpiechu utworzyli nowe formacje i oznaczyli je numerami swoich starych kompanii.

Na lewo od 5 Kompanii/44 okopał się oddział z 4-tego Grenadierów. Była to ostatnia z dwóch kompanii, której nie dosięgła śmiercionośna ściana ołowiu postawiona rzece. Wraz z 3 Plutonem z 5 Kompanii/44 dowodzonym przez Offiziersstellvertretera Romanowskiego objęli obronę lewej flanki.

I w ten sposób około godziny 10.00 rano utworzono przyczółek na wschodnim brzegu Narwi.

Jeszcze samego rana 24 lipca przeciwko 6, 7 i 8 Kompanii/44 ruszył pierwszy duży atak krwawo odparty przez plutony Leutnanta Suchnera, Everlinga oraz Feldwebelleutnanta Weichlera. Pluton prawego skrzydła 8 Kompanii/44 pod dowództwem Offiziersstellvertreterów Schulza i Meyera ruszył do ataku i osiągnął wypatrzoną pozycję, 200 metrów na prawo od 8 Kompanii/44. Po tej akcji prawa flanka była lepiej zabezpieczona.

Trudniejsza sytuacja była na pozycjach II Batalionu na lewej (północnej) flance. Lewe skrzydło początkowo nie miało styczności z rzeką, w związku z czym groziło tam okrążenie ze strony Rosjan.

W odpowiednim momencie dotarła tam 12 Kompania/44 Oberleutnanta Werdermann i Offiziersstellvertreter Andreasa. Pluton z 12 Kompanii/44 natychmiast ruszył do ataku na lewym skrzydle, ale nie mógł dotrzeć do samej Narwi. Słaba i nie w pełni jeszcze skompletowana kompania nie wystarczyła.

Reklama

Pluton karabinów maszynowych Balschuna, który przeprawił się przez rzekę przed 12 Kompanią/44, został wysłany do wsparcia 12 i 7 Kompanii/44. Karabiny maszynowe były bardzo pomocne dla naszej piechoty. O ile przedtem okopanie się w ogniu nieprzyjaciela było prawie niemożliwe, zwłaszcza że bardzo utrudniały pracę zwalone drzewa, wszelkiego rodzaju korzenie i kamieniste podłoże, o tyle teraz strzelcom udało się wkrótce wkopać głębiej w ziemię, gdyż Balschun ze swoimi dwoma karabinami niekiedy całkowicie dławił ogień piechoty nieprzyjaciela. To niemal cud, że obsłudze karabinu maszynowego udało się przenieść karabiny i amunicję w stanie nadającym się do użytku, pomimo głębokiej wody, rwącego nurtu i rosyjskiego ostrzału.

Obsługa karabinu maszynowego dowodzona przez Unteroffiziera Kukorusa, która miała stanowisko przy 7 Kompanii/44 również sprawiła się całkiem dobrze. Przed wspomnianym atakiem na 7 Kompanię/44 zrobiło się nieco spokojniej ze strony nieprzyjaciela, a obsługa karabinu maszynowego, po dokładnym ustawieniu karabinu, wykorzystała ten czas do wysuszenia mokrego ubrania. Ludzie rozebrali się i położyli swoje ubrania obok siebie. W tym samym momencie rozległ się okrzyk: "Rosjanie nadchodzą, ognia!".

Kokorus boso, ubrany tylko kalesony rzucił się wraz ze strzelcem w kierunku karabinu. Wystrzelali kilka pasów amunicji, aż atak się załamał.

Drugim plutonem karabinów maszynowych, który przeprawił się za plutonem Balschuna, dowodził Peter. Po rozstawieniu jednego karabinu przy stanowiskach 7 Kompanii/44 chciał on osobiście rozstawić drugi karabin maszynowy przy stanowiskach 6 Kompanii/44. Tuż przed dotarciem na stanowisko został ostrzelany przez rosyjski karabin maszynowy. Zginął on i cała obsługa, a karabin maszynowy został zniszczony. Miejsce to nieprzyjaciel ostrzeliwał jeszcze przez około 30 minut.

Około południa nastąpił drugi silny atak rosyjski na stanowiska 12 Kompanii/44 i Grenadierów. Nasze pozycje w tym miejscu, jak i wszędzie indziej, z wyjątkiem narożnego stanowiska między 7 i 6. Kompanią/44, znajdowały się w lesie. Nieprzyjaciel zdołał podejść niezauważony, odepchnął posterunki nasłuchowe i wdarł się do okopu. Obsada została zmuszona do odwrotu i prawie cofnęła się do wąwozu, który znajdował się na tyłach 5 Kompanii/44, ale wtedy plutony z 5 i 7 Kompanii/44 dowodzone przez Offiziersstellvertreterów Sackela i Winklera pospieszyły z pomocą i atak został zatrzymany.

Leutnant Zerrath zebrał wszystkich dostępnych w rejonie żołnierzy i poprowadził ich z zapałem do kontrataku. To przede wszystkim dzięki jego determinacji i rozwadze udało się uniknąć klęski.

Cofające się oddziały zostały zawrócone i zaatakowano utracone pozycje. W okopach Grenadierów i 12 Kompanii/44 doszło do morderczej walki. Kolby naszych żołnierzy stojących na skraju okopu spadały na czaszki Rosjan, które pękały z hukiem. Bagnety również dobrze się sprawiły. Pozostawiając za sobą niezliczoną ilość zabitych i rannych, Rosjanie uciekli na północ.

Pluton 5 Kompanii/44, który przekradł się brzegiem rzeki wziął 48 jeńców.

44-ta również poniosła ciężkie straty, m.in. Leutnant rezerwy Hoch poniósł bohaterską śmierć.

Zwłoki wroga układano przed okopami, wzmacniając w ten sposób przedpiersie i ochronę żołnierzy w okopach.

Reklama

Również karabin maszynowy znajdujący się na stanowisku 12 Kompanii/44, który został zdobyty przez Rosjan, po odbiciu okopów odzyskano nieuszkodzony.

O doskonałym duchu walki żołnierzy z II Batalionu/44 świadczy fakt, że po przełamaniu przez wroga północnej flanki, udało się ściągnąć oddziały z frontu wschodniego, mimo że również tam toczyły się ciężkie walki i prowadzony był nieustanny ostrzał, by rzucić je przeciwko nacierającym Rosjanom.

Na przyczółek dotarły pozostałe kompanie III Batalionu/44 i część oddziałów z 33 Regimentu Fizylierów oraz kolejny pluton karabinów maszynowych, którym dowodził Leutnant Graf von Westarp. 

III Batalion/44, którego dowództwo objął Hauptmann John, który jednak został niedługo ranny i kolejnym dowódcą został Oberleutnant Werdermann, prawie w całości został rozlokowany na lewym skrzydle, gdzie w końcu udało się zamknąć lukę nad brzegiem Narwi. Kompanie 33 Regimentu Fizylierów zostały rozmieszczone na południowej flance, na prawo za 8 Kompanią/44. Teraz przyczółek był przynajmniej zamknięty, a obie flanki opierały się o Narew.

Jednak Rosjanie dalej wyprowadzali ataki piechoty i wciąż ten wąski skrawek terenu ostrzeliwali ciężką artylerią. Hauptmann John opisał to tak:

"Tak oto zapadła noc 25 lipca. Wróg otrząsnął się z pierwszego przerażenia i robił wszystko, by wrzucić nas z powrotem do rzeki. Jak się później dowiedziano z relacji jeńców, na przyczółek stopniowo kierowano coraz więcej rosyjskiej artylerii oraz ściągano rezerwy, które kierowano do kontrataku.

Spędziliśmy straszną noc w niebezpiecznym położeniu, zwłaszcza, że brakowało amunicji i innych zapasów, w tym oczywiście racje żywnościowe były całkowicie niewystarczające. W różnych punktach wąskiego przyczółku Rosjanie wyprowadzili około półtora tuzina ataków, a niektóre z nich trzeba było odpierać tej nocy bagnetami, gdyż amunicja była przemoczona po kąpieli w Narwi i nie nadawała się do użytku. Niejednokrotnie dochodziło do rozpaczliwych sytuacji, gdy nieprzyjacielowi udawało się przedrzeć przez linie. Jednak każdy zdawał sobie sprawę, że w Narwi czeka go pewna śmierć, dlatego też oddziały nieprzyjaciela, które się przedarły, były zawsze odrzucane we wściekłym kontrataku na bagnety.

Na wschodnim brzegu liczba rannych, zarówno naszych jak i wrogów była wkrótce ogromna, a pomoc medyczna dla nich prawie niemożliwa. Głośno nawoływano o personel medyczny i bandaże z zachodniego brzegu. I nagle, jak deus ex machina, na wschodnim brzegu pojawił się w stroju kąpielowym zawsze uczynny, odważny lekarz III Batalionu/44, dr Buch, z zawodu lekarz uzdrowiskowy z Sopotu, a za nim dzielny żołnierz 44-tej, który ciągnął za sobą przez Narew mała łódkę, w której płynęły opatrunki i ubranie doktora".

Aby zaradzić coraz bardziej odczuwalnemu brakowi nabojów, kompanie wysyłały pojedynczych śmiałków z powrotem za rzekę po amunicję. Brodząc i płynąc, ludzie przeprawiali się przez Narew najpierw w kierunku zachodnim, a potem, obładowani pasami amunicyjnymi i skrzyniami, odbywali tę samą podróż po raz drugi na wschód. Niejeden odważny człowiek znalazł przy tym zadaniu swój grób w rzece.

Jeszcze wieczorem drugi karabin maszynowy z plutonu Balschuna został zabrany z 7 Kompanii/44 i ustawiony na północnej flance przy oddziałach III Batalionu/44. A rozmieszczony tam karabin Unteroffiziera Heibacha został przeciągnięty w pobliże Narwi, tak że mógł osłaniać brzeg w kierunku północnym.

Reklama

Wkrótce po północy 25 lipca na północną flankę wyszedł kolejny duży atak rosyjski. Ponownie Rosjanom udało się wedrzeć do okopów i odepchnąć część III Batalionu/44 i Grenadierów/4. Ponownie część oddziałów z 5 i 7 Kompanii/44 pod dowództwem Leutnanta rezerwy Priddata rzuciła się na ratunek i kontratakowała kolbami i bagnetami, aby odzyskać utracone pozycję.

Po 45 minutach walki po raz trzeci okop został zajęty przez naszych. Miejsce to wyglądało strasznie, szczególnie że dwukrotnie rozegrała się tu walka wręcz ze wszystkimi jej okropnościami. W okopie, przed nim i za nim, trupy piętrzyły się jak góry. Ponownie, jak dzień wcześniej, trupy Rosjan zostały przerzucone na przedpiersie pozycji, aby wzmocnić osłonę. Szczególnie zagrożona podczas tego natarcia była flanka 5 Kompanii/44 Offiziersstellvertretera Romanowskiego, na którego tyły przedostał się nieprzyjaciel. Oddział utrzymał się na pozycji, strzelając do przodu i broniąc się granatami ręcznymi do tyłu. Unteroffizierowie Beeskow i Briese wyróżnili się szczególną odwagą i umiejętnością w rzucaniu granatów ręcznych.

W nocy z 24 na 25 lipca saperzy podjęli próbę budowy mostu na Narwi, w miejscu gdzie były pozycje czekającego na możliwość przeprawy II Batalionu/4 Regimentu Grenadierów pod dowództwem Majora Kattnera. Ponieważ nie było wystarczającej ilości materiału do budowy mostu, grenadierzy którzy się po nim przeprawiali na wschodni brzeg musieli pokonywać wpław ostatnie 25 m. Później umocnienia mostu zostały zniszczone. Most długo nie wytrzymał pod ciężarem ludzi i wrogiego ostrzału artyleryjskiego. Z tego powodu przeprawa Batalionu Grenadierów przeciągnęła się do rana 25 lipca, a sama jednostka poniosła bardzo ciężkie straty. Na przyczółku oddziały tego batalionu zostały rozmieszczone w części północnej na lewym skrzydle.

Niestety w nocy spadł ulewny deszcz, który spowodował, że poziom wody na Narwi znaczne się podniósł.

W dniu 25 lipca amunicję w dalszym ciągu przez rzekę transportowali pływacy, jedzenia jednak brakowało cały czas.

Przed pozycjami II Batalionu/44 kilka ataków rosyjskich zostało powstrzymanych ogniem karabinów piechoty. Jakiekolwiek pontony, tratwy czy inne środki przeprawowe, które pojawiły się na Narwi w świetle dziennym, zostały zatopione przez ogień artyleryjski nieprzyjaciela. Przez cały dzień 25 lipca nad naszą pozycją i Narwią przetaczał się ogień rosyjskiej piechoty i karabinów maszynowych z punktu 92 oraz z placówki na wschód od Nożewa.

Poważnym zmartwieniem dla dowódców było również coraz powszechniejsze zabrudzenie zamków w karabinach.

W nocy z 25 na 26 lipca, podobnie jak poprzedniej nocy, posterunki nasłuchowe przed pozycją obsadzone były przez ochotników. Około godziny 1.00 w nocy (26 lipca) obsada tych posterunków wróciła i zameldowała, że Rosjanie się ruszyli. W świetle wznoszących się flar można było teraz dostrzec posuwające się masy wroga. Łąka przed 7 i lewą flanką 6. Kompanii/44 zrobiła się brązowa od rosyjskich mundurów.

Ostrzał obrońców rozpoczął się gwałtownie. Po ataku Rosjan, który się załamał, wróg rzucał nowe, świeże bataliony do natarcia, ale jedna fala atakujących za drugą były likwidowane. Dowództwo rosyjskie prawdopodobnie zamierzało zdobyć wschodnią część narożnej pozycji między 6 i 7 Kompanią/44, aby następnie zaatakować nasze pozycje z obu stron.

O godzinie 3.00 nad ranem nasz ostrzał wygasł. Nastał świt, ale gęsta mgła wciąż spowijała pole bitwy. Z łąki dochodziły tylko jęki, skomlenia oraz krzyki umierających i rannych.

Reklama

Podobna sytuacja miała miejsce przed pozycjami III Batalionu/44. W nocy odparto tam silny atak, częściowo przy pomocy bagnetów. W trakcie ataku po tym jak Unteroffizier Heybach, dowódca karabinu maszynowego został ciężko ranny, stanowisko te znajdujące się przy brzegu Narwi (lewe skrzydło III Batalionu/44) zostało całkowicie rozbite, a reszta obsady karabinu zabita. Drugi karabin maszynowy z plutonu Balschuna, którym dowodził Unteroffizier Kukorus, miał odtąd stałe problemy z ładowaniem, gdyż karabin był całkowicie zamulony. W tego powodu w dniu 26 lipca rano Balschun z Unteroffizierem Kukorusem i dwoma żołnierzami ze swojego plutonu, którzy nie byli ranni, wycofał się z przyczółku na drugi brzeg, do wsi Maćki.

Z czterech karabinów maszynowych których pierwotnie używał 44-ty, tylko karabin Gefreitera Güntera był jeszcze sprawny na przyczółku i strzelał aż do 29 lipca.

W nocy 26 lipca na rozkaz Hauptmanna Kobusa zbudowano mały prom linowy, którym można było przetransportować część rannych, a także amunicję i zimne racje żywnościowe.

W dniu 26 lipca ogień artyleryjski wroga stawał się coraz bardziej intensywny, a ataki coraz bardziej zaciekłe. Rosjanie desperacko prowadzili swoje bataliony i pułki na śmierć. Próbowali przebić się przez pozycje obrońców przyczółku również przebiegłością. Fala Rosjan podchodziła do naszych linii bez karabinów, machając białymi szmatami, dając tym samym znak, że chcą zdezerterować. A kiedy podeszli wystarczająco blisko, wyciągali z kieszeni kurtek i bluz granaty ręczne, by rzucać nimi do okopów Dönhofferów [44 Regiment Piechoty imienia Grafa Dönhoffera]. Ale nawet ta akcja nie dała im planowanego sukcesu. Z bliska napastnicy zostali wystrzelani przez obrońców.

W dniu 26 lipca popołudniu z pontonów wysypały się oddziały 37 Dywizji Piechoty. Były to bataliony z 147, 150 i 151 Regimentu Piechoty. II Batalion/44 miał zostać zluzowany i sprowadzony z pontonów. Przegrupowanie jednak się opóźniło, tak że 6 i 8 Kompania/44 na zostały wycofane na drugi brzeg dopiero w nocy 28 lipca.

W dniu 27 lipca garnizon przyczółku został podzielony na trzy sektory. Część środkowa przypadła 44 Regimentowi Piechoty pod dowództwem Majora Schmida. W sektorze tym działał nasz III Batalion/44 i cztery kompanie ze 151 Regimentu Piechoty. Lewy sektor przypadł Grenadierom z 4 Regimentu, a prawy 37 Dywizji Piechoty. Częściowo na północy, a znacznie bardziej na południu udało się poszerzyć przyczółek, natomiast natarcie rozpoczęte 28 lipca w kierunku wschodnim odniosło niewielki sukces. Potem do 30 lipca nie nastąpiły żadne dalsze zmiany w wielkości przyczółku.

W dniu 31 lipca dało się odczuć, że nadciąga z odsieczą 83 Rezerwowa Dywizja [Dywizja Poznańska], która przeprawiła się bardziej na południu. Oddziały na przyczółku zwiększyły swoją aktywność. 150 Regiment Piechoty, którym dowodzi Oberstleutnant Birkner zdobył wzgórze 92. III Batalion/44 dotarł do zabudowań wsi Kamianka, gdzie wziął do niewoli około 100 Rosjan.

Ośmiodniowe walki na wschodnim przyczółku Narwi, rozpoczęte 24 lipca przeprawą przez rzekę, to jeden z najlepszych i najwspanialszych wyczynów Regimentu Piechoty imienia Grafa Dönhoffera. Regiment jako jedyny z wielu przeprawiających się oddziałów dotarł i utrzymał się na wschodnim brzegu Narwi. Z pewnością do tej pory często i zawsze z powodzeniem regiment atakował i forsował rosyjskie zasieki, pomimo najzacieklejszego ognia piechoty i karabinów maszynowych wroga. W tym przypadku jednak najpierw trzeba było pokonać inną przeszkodę: ciemne wody Narwi, których głębokości i nurtu nikt nie znał, której nie mogła przerwać żadna artyleria ani saperzy.

W efekcie udanej przeprawy i utrzymania zdobytego przyczółku, wróg skierował w to miejsce znaczne siły, co w wielkim stopniu ułatwiło Grupie Armii Gallwitza walki nad Narwią i przeprawienie się przez Narew na południe od Różana, a następnie odparcie rosyjskich korpusów broniących się na wschodnim brzegu Narwi.

Wszyscy członkowie regimentu odznaczyli się w równie bohaterski sposób: żołnierze na froncie, lekarze i personel medyczny przy ratowaniu niezliczonych umierających i rannych. Niestrudzenie pracowali też telefoniści, naprawiając stale przerywane przewody, nawiązując łączność głosową między przyczółkiem a zachodnim brzegiem.

Hauptmann  Kobus, dowódca II Batalionu/44, który jako pierwszy z dowódców batalionów dotarł na wschodni brzeg i przez długi czas na nim dowodził, pisze o tym, jak zacięte były walki i co udało się tam osiągnąć:

"Na batalion wróg poprowadził 10-12 ataków, które z powodu braku amunicji często były odpierane bagnetami. Szczególnie zacięte były walki na północnym skrzydle. Pewnej nocy cały batalion rosyjski w zwartej kolumnie podszedł pod nasze pozycje. Został on ostrzelany przez nas z flanki i według kompanii Landszturmu, która później po walkach miała za zadanie sprzątnąć teren, leżał tam, skoszony na ziemi.

W zaroślach znaleziono Niemców i Rosjan, którzy wbili w siebie bagnety i nadal stali wyprostowani. W pamięci mam wiele takich obrazów, o których opowiadał landszturmista. 

Batalion przez cały ten czas nie miał ciepłego posiłku, czasami nie było nawet kawałka chleba, często brakowało naboi. Ponadto od drugiego dnia przyczółek znajdował się pod ciężkim ostrzałem artylerii wszelkiego kalibru. Tylko nieliczni pływacy zdołali w ciągu dnia przepłynąć rzekę na przyczółek. Nasze mosty zostały zniszczone lub zabrał je nurt, pontony podziurawione i zatopione.

Sam musiałem 10 dni później oprowadzić Generała von Gallwitza po przyczółku i widziałem pozycje rosyjskie. To było wręcz straszne, jak sprawił się nasz ostrzał. Nagromadzone tam później materiały wojenne wszelkiego rodzaju, spiętrzone w góry, można było liczyć w tysiącach".

Reklama

Straty regimentu były również wyjątkowo duże.

Dwa bataliony - mowa o dwóch, ponieważ I Batalion/44 walczył w tym czasie w Kurlandii straciły zabitych: 6 oficerów, 260 podoficerów i żołnierzy; rannych było: 14 oficerów, 482 podoficerów i żołnierzy. Ponadto naliczono 48 osób zaginionych, których niewątpliwie należy zaliczyć do zabitych, gdyż prawdopodobnie utonęli ranni lub nie w Narwi i zostali zabrani niezauważenie przez nurt rzeki. Nazwiska poległych oficerów to:

Major w stanie spoczynku Hoffmann, dowódca III Batalionu/44. Będąc już na emeryturze, tuż przed wojną pracował jako naczelnik poczty w Gołdapi. Był dobrze znany wszystkim starym żołnierzom Dönhofferów. Z chwilą wybuchu wojny zgłosił się na ochotnika, służąc najpierw jako dowódca kompanii, a od stycznia 1915 r. jako dowódca III Batalionu/44. W lutym 1915 r. otrzymał stopień majora. Gdy 24 lipca przeprawiał się na czele swego batalionu przez Narew, otrzymał śmiertelną ranę (postrzał w brzuch) na piaszczystej wydmie. Zmarł 25 lipca na wschodnim brzegu, na przyczółku, przypieczętowując bohaterską śmiercią swą wierność Cesarzowi i Rzeszy.

Leutnant rezerwy Hoch, Leutnant rezerwy Berger, Leutnant rezerwy Mars, Leutnant rezerwy Richter oraz Offiziersstellvertreter Frantzke, jak również Fähnrich Eisenreich.

Ranni zostali: Hauptmann John i Hauptmann Weber, Leutnanci rezerwy Ogilvie, Becker (Ernst), Rattey, Zerrach, Adomat, Klocke, asystent chirurga dr Kumpieß, Offiziersstellvertreter: Scheidgen, Heldt, Schulz oraz Fähnrich Stenzler i Fähnrich Bendig.

Regiment przystąpił do przeprawy przez Narew w sile 2000 ludzi, ponad 800 z nich oddało krew za swego najwyższego wodza podczas przeprawy i w dalszych walkach na przyczółku.

O autorze

Jacek Czaplicki, wędrowiec rowerowy badający zapomniane miejsca oraz historie Kurpiowszczyzny i okolic, autor facebookowego profilu "Rowerem wokół Ostrołęki", na którym znajduje się wiele lokalnych ciekawostek historycznych z zapomnianymi cmentarzami włącznie.

Więcej felietonów w dziale Mało obiektywnie.

Wyświetleń: 3031 komentarze: -
10:17, 24.04.2021r. Drukuj