Jest znanym w Ostrołęce i regionie politykiem i radcą prawnym. Prowadzi jedną z największych kancelarii prawnych w naszym mieście. Kandydował do Europarlamentu. Gdy w Ukrainie wybuchła wojna, ruszył z pomocą jako wolontariusz. Jak mówi, wszyscy są równi. "Nie ma biedniejszych czy bogatszych, na wysokich stanowiskach czy bez pracy, po prostu działamy wspólnie i pomagamy".
Po rosyjskiej agresji na Ukrainę ruszyliśmy z pomocą. Wśród osób wspierających uchodźców jest Krzysztof Strzyżewski, radca prawny i polityk. Swoją postawą daje wspaniały przykład, jak można pomagać i udowadnia, że każdy z nas ma coś do zaoferowania. Od wielu tygodni pracuje jako aktywny wolontariusz.
Decyzja o zaoferowaniu swojej pomocy była spontaniczna. Nie było czasu na zastanawianie się, rozmyślanie czy planowanie, tylko na działanie.
- Gdy tylko w Polsce pojawili się uchodźcy, było dla mnie oczywistym, że trzeba im pomóc. Metod pomocy jest wiele i każdy może pomagać tak, jak potrafi. To była spontaniczna decyzja na zauważony gdzieś w sieci post z prośbą o jedzenie i pomoc na Dworcu Centralnym w Warszawie. Nie zastanawiałem się - mówi Krzysztof Strzyżewski.
Reklama
Informacje o uchodźcach i ich potrzebach pojawiły się w drugim tygodniu po napaści Rosji na Ukrainę. Dowiedzieliśmy się o dużej ilości osób, którym niezwłocznie trzeba pomóc.
- Zrobiłem zakupy i zawiozłem żywność na dworzec centralny. Pomocy rządowej wówczas praktycznie nie było, wszystko organizowali przeważnie młodzi ludzie. Rozejrzałem się i zobaczyłem, że Ukraińców jest bardzo wielu, a pomoc jest udzielana w różnych wymiarach. Potrzebni byli m.in. tłumacze, a że dobrze znam rosyjski i angielski, pomyślałem, że mogę się przydać - opowiada Krzysztof Strzyżewski.
Uchodźcy potrzebowali jedzenia, pomocy w zakwaterowaniu, ale też transportu, bo z punktu na dworcu często trzeba było przewieźć, niekiedy całe rodziny, do lokali na terenie Warszawy.
- Zawiozłem kilka grup, osób, rodziny z małymi dziećmi i zarejestrowałem się jako wolontariusz. Dostałem koszulkę i zakres obowiązków. 11 kwietnia miałem swój siódmy, sześciogodzinny dyżur. To ciężka, niekiedy stresująca, ale bardzo satysfakcjonująca praca i użyteczna. Tam wszyscy wolontariusze są równi, nie ma młodszych i starszych, nie ma biedniejszych czy bogatszych, na wysokich stanowiskach czy bez pracy, po prostu działamy wspólnie i pomagamy. Przede wszystkim jest ogrom pozytywnej energii wśród wolontariuszy, harcerzy i wszystkich ludzi pomagających. Do moich zadań należy m.in. tłumaczenie i kierowanie osób we właściwe miejsca pomocowe (żywność, bilety, zakwaterowanie, transport) i ewentualne rozwożenie osób potrzebujących w ustalone miejsca w Warszawie i okolicy - relacjonuje Krzysztof.
Reklama
Dla osób uciekających przed wojną najważniejsze jest poczucie bezpieczeństwa. Nasza życzliwość, pomoc i zapewnienie posiłku oraz schronienia, to sprawy podstawowe, ale też niezwykle ważne.
- Uważam, że najważniejsza jest zwyczajna rozmowa i zapytanie wprost, czego potrzebują, dlatego podchodzę i pytam, czy nie są zwyczajnie głodni, czego im potrzeba, w czym mogę pomóc. Tak działali niemal wszyscy wolontariusze. Nieco gorzej było, gdy na dworcu pojawili się mundurowi, którzy uchodźców witają słowami - paszporty! To mało empatyczne, bo ci ludzie są przestraszeni, zagubieni, skrępowani tym, że muszą o coś poprosić, dlatego najważniejsza jest życzliwość, spokój, owszem, należy spełnić wymogi formalne, ale w przystępny sposób, bardziej empatyczny - dodaje Strzyżewski.
Na naszych oczach dzieje się historia i piszą się ludzkie losy. Pracując jako wolontariusz czy angażując się w pomoc dla uchodźców, możemy poznać rozmaitych ludzi i ich historie. Czasami są to opowieści bardzo przygnębiające, smutne, a czasami z pozytywnym finałem. Najczęściej jednak rozdzierają serce.
- Najbardziej zapadła mi w pamięć pani Swietłana. 74-letnia kobieta, zadbana, siedziała na dworcu, w jednym miejscu, niemal bez ruchu przez cztery godziny. Na dworzec przywiozła ją Polka, nikt nie był w stanie jej ruszyć. Ludzie ją nakarmili, ale nie było z nią kontaktu, nie chciała dać telefonu, bo czekała na wiadomość od kogoś bliskiego. Powtarzała tylko "mi jest tu dobrze, zostawcie mnie". Wszyscy namawiali ją, lecz kobieta była zrezygnowana i wycofana. Dopiero mi udało się pomóc i jakoś przemówić do niej, by seniorka wstała i pozwoliła sobie pomóc - mówi Krzysztof.
Na dworcu można też usłyszeć wiele historii, które rozdzierają serce. To m.in. opowieści ludzi, którzy uciekli z Buczy, z Charkowa, którzy wiele godzin spędzili w piwnicach, pod ostrzałem, pędzeni przez rosyjskich żołnierzy niczym bydło na rzeź. Oglądali śmierć bliskich, sąsiadów, ciała dorosłych i dzieci na ulicach. Swoje traumy wiozą ze sobą. Dlatego ogrom osób jest wycofanych, zrozpaczonych i zagubionych.
Są też tacy uchodźcy, którzy mają już sprecyzowany plan. Wiedzą dokąd jechać, mają adresy rodzin, znajomych, chcą się przedostać do innych krajów. Najważniejsza jest rozmowa, jak dodaje Krzysztof, tylko wtedy wiemy, jak pomóc, jak pokierować.
Poza pracą wolonatriacką, Krzysztof zorganizował akcję pomocową dla Lwowa. Inicjatywa padła na podatny grunt, a wykonane telefony nie pozostały bez odzewu.
- Na mój apel zareagował prezydent Ostrołęki Łukasz Kulik, instytucje, spółdzielnia, ale też liczne firmy, przedsiębiorcy i mieszkańcy z Ostrołęki. W błyskawicznym tempie udało nam się zapełnić busa jedzeniem, produktami pierwszej potrzeby. Było wszystkiego pod sufit. Pojechaliśmy do Ukrainy i za chwilę już szykowaliśmy kolejny transport. Mam bezpośredni kontakt z osobami z Ukrainy i widzimy, że nasza pomoc się przydaje, że trafia tam, gdzie jest najbardziej potrzebna - mówi Krzysztof.
Niebawem planowana jest kolejna zbiórka. Będzie to już trzecia podróż busem z Ostrołęki do Lwowa z pomocą humanitarną.
Uchodźcy są nam ogromnie wdzięczni, dziękują za każdy dobry gest. Pomagający wiedzą, że podstawą jest przede wszystkim empatyczne podejście, rozmowa, ale też sprawne, zdecydowane działanie.
- Wolontariat to był mój odruch serca, bo wiedziałem, że skoro mam możliwości, to muszę pomóc. Pracuję z dzieciakami, którym jestem ogromnie wdzięczny za ich serce i poświęcenie. To dla mnie ogromnie budujące - mówi nasz rozmówca.
Nasza pomoc w obliczu wojny, śmierci i tragedii niewinnych powinna być naturalna i szczera.
- Trzeba pomagać, bo oni walczą też za nas. Jeśli Ukraina nie zatrzyma Rosjan, to oni się rozzuchwalą i pójdą dalej. Musimy pomagać, bo tu przyjeżdżają kobiety i dzieci, a żołnierze tam walczą skutecznie, z oddaniem. Jakkolwiek to zabrzmi, to my pomagając, płacimy w jakiś sposób za ich krew - podsumowuje.
Historia dzieje się na naszych oczach, nie wiemy, w jakim kierunku to zmierza. Jak zaznacza Krzysztof, musimy pomagać, bo i w naszym interesie jest to, aby Ukraina się obroniła, a Rosjanie byli postrzegani takimi, jakimi są naprawdę - "bo w nich nadal tkwi chora nienawiść do tych, którym jest lepiej i chcą za wszelką cenę to ukraść albo zniszczyć".
Krzysztof Strzyżewski ma 55 lat. Z zawodu jest radcą prawnym. Współprowadzi jedną z największych i najbardziej znanych kancelarii prawnych w Ostrołęce. Były wicedziekan i dziekan Okręgowej Izby Radców Prawnych w Olsztynie (OIRP), były przewodniczący komisji ds. współpracy z Parlamentem Krajowej Izby Radców Prawnych oraz założyciel i pierwszy przewodniczący Platformy Obywatelskiej w Ostrołęce. Startował w wyborach do ostrołęckiej rady miasta i Europarlamentu.
Wyświetleń: 24491 | komentarze: - | 10:20, 18.04.2022r. |